„Jak dobrze, że dziś piątek” – uśmiechnęła się do siebie przez zaspane myśli. „I chyba dobrze, że pracuję dziś z domu, bo forma jakaś słaba”. Skierowała kroki do łazienki, a potem do kuchni. Kiedy dotarła do pierwszych łyków kawy, już pracowała nad głową: „To jest dobry dzień, to jest dobry dzień”. Powtarzała te słowa, jak serię ćwiczeń na siłowni. Bo przecież pozytywne nastawienie do życia trzeba sobie wypracować, jak biceps, triceps i deltoid. Wiedziała, że ono działa, że ma moc, ale są dni, że ta wiedza nie wystarcza. I to był właśnie taki dzień.
Jedząc śniadanie przypomniała sobie, jak wiele razy pozytywne myślenie nadawało pożądany bieg jej życiu, jak wtedy, gdy siedziała cały dzień w piżamie, a obok ukochany pies trącał pyskiem jej słony od łez policzek. Miała wtedy dziewiętnaście lat i jej świat legł w gruzach (przynajmniej tak wtedy sądziła). Dzień wcześniej dowiedziała się, że zabrakło jej dwóch punktów, żeby dostać się na wymarzone studia. Co z tego, że w pierwszym etapie rekrutacji było kilkanaście osób na jedno miejsce – ostra konkurencja to żadna pociecha. Nie udało się i już. Tak bardzo chciała studiować ten konkretny kierunek, że nie składała już dokumentów w inne miejsce, jak robili niektórzy. Teraz miała przed sobą perspektywę zmarnowanego roku. Tylko bezmyślne gapienie się w telewizor oraz wylewanie litrów łez przynosiło duszy ulgę.Pamięta, jak nagłe szczekanie psa wyrwało ją z otchłanirozpaczy. Ktoś pukał do drzwi. Boże! Jak ma je otworzyć, kiedy jest taka zapłakana? Nikogo innego akurat nie ma w domu. Na paluszkach zakradła się do przedpokoju, żeby sprawdzić przez wizjer, kto stoi na klatce. Ciocia? Co ona tu robi? Ocierając oczy, otwierała zamek. Już za chwilę byław życzliwych ramionach siostry swojej mamy. „Przytulanie ważna sprawa” zdążyła pomyśleć i poczuła ulgę. Wizyta Cioci nie trwała długo, ale podczas tych paru chwil mokre oczy zostały osuszone chusteczką, beksa była uściskana, a do jej ręki została włożona kartka z treścią „odwołania” – miała jeprzepisać, podpisać i zawieść do Warszawy. W drugiej dłoni trzymała pieniądze na bilet. Do jej uszu docierały krótkie polecenia: ma się ubrać, pomalować, uczesać, przepisać treść odwołania i zawieść je na uniwersytet. Oszołomiona wpatrywała się w pełną wiary w to, że wszystko będzie dobrze, twarz Ciotki. Zdołała wydusić z siebie ciche: „Dobrze, pojadę”. Do dziś jest bardzo wdzięczna – doskonale wie, że start po wymarzonego magistra, to zasługa tamtegopozytywnego myślenia Cioci.
Oj tam, chrzanienie o pozytywnym myśleniu! Najlepiej! Przykleić sobie uśmiech numer 5 i udawać, że wszystko jest ok, kiedy w środku wyć się chce? Nie. Pozytywne myślenie to nie udawanie. To nie zaprzeczanie. To generowanie w sobie głębokiego przekonania, że wszystko będzie dobrze. Mimo wszystko. To trochę praca nad sobą i wysiłek. Wymaga przyjrzenia się sobie, swoim pragnieniom, celom, emocjom. To forma rozwoju osobistego, który pozwala dążyć do dobrostanu nawet wśród zgiełku trudnych zdarzeń. Ponieważ jutro jest Dzień Pozytywnego Myślenia, gorąco polecam wpisanie w wyszukiwarkę hasła: „pozytywne myślenie” i przeczytanie, czym ono jest i ile realnych korzyści przynosi. Ze swojej strony uprzejmie donoszę, że – na całe szczęście -tej umiejętności (czyli sztuki skupiania się na pozytywach)można się nauczyć. Można to wyćwiczyć jak biceps, triceps i deltoid. Pytasz po co? Żeby Ci się fajniej żyło moje Słońce. Żeby chciało Ci się chcieć, żebyś uśmiechał się nawet wtedy, gdy za oknem szaro i buro, żebyś dostrzegł, że życie składa się z momentów.
Bo masz Człowieku jedno życie i szkoda przeżyć je bez entuzjazmu ?
Pozdrawiam serdecznie
Kasia