„Gdy w grupie jest więcej kobiet, jej zbiorowa inteligencja wzrasta”
„Harvard Business Review” (2011)
Mając 24 lata pomyślałam, że równolegle z karierą w bankowości pójdę drogą kariery akademickiej. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. 4 lata później obroniłam pracę doktorską w dziedzinie ekonomii. I tym samym stałam się naukowcem a może naukowczynią…trudne słowo, podkreślające się w słowniku na czerwono. Odtąd kolor czerwony miał mi towarzyszyć na drodze uniwersyteckiej kariery. I wcale nie chodzi tu o kolor szminki czy szpilek. Kiedy otworzyłam skrzydła i pofrunęłam w głąb, wylała się fala stereotypowego hejtu…za ładna na naukowca…taka młoda i ma doktorat…w tym wieku wychodzi się za mąż, a nie pisze doktorat…jak się dobrze przyjrzałam okazało się, że mam do wyboru dwie drogi. Albo poddam się wyznawcą minionej epoki, albo wybiorę czerwoną kieckę i pokażę siłę kobiet nauki.
Może się to wydawać nieprawdopodobne, ale kobiety w środowisku akademickim są obecne dopiero od ponad 120 lat. Na uniwersytetach pojawiłyśmy się pod koniec XIX wieku. W 1910 roku w Oksfordzie i Cambridge studiowało prawie tysiąc kobiet, jednak potrzebowały one pozwolenia na uczestnictwo w wykładach i nie mogły uzyskiwać stopni naukowych. W Polsce po odzyskaniu niepodległości drzwi uniwersytetów otworzyły się dla kobiet, ale trudno im było wspinać się po szczeblach akademickiej drabiny. Pierwsza kobieta habilitowała się w 1919 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim. Uniwersyteckim karierą kobiet sprzeciwiały się nie tylko przepisy prawa czy obyczaje ale także ich własne rodziny oraz uczelnie z „ławkowym getto”. Twierdzono, że w skutek nadmiernej edukacji kobiety doświadczają nieuleczalnych zaburzeń psychicznych. Po raz pierwszy kobieta została w Polsce rektorem dopiero w latach 80. XX wieku. Była nią prof. Maria Joanna Radomska, która w latach 1981-1987 kierowała Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego.
Co się może wydarzyć, gdy nagle nauka przybierze kobiecą twarz? Stanie się matką, żoną, opiekunką, kobietą w męskim przebraniu?
Nieograniczony dostęp do nauki w dzisiejszych czasach zawdzięczamy w dużej mierze emancypantkom i feministkom. Pomimo braku jakichkolwiek przesłanek do rozpoczęcia kariery akademickiej, kobiety nadal napotykają w swoich naukowych karierach szklane sufity. Niestety uczelnie, jako instytucje nie do końca sprzyjają kobiecym karierą. Tempo awansu zawodowego kobiet nadal różni się od tempa rozwoju mężczyzn. Z danych GUS wynika, że po najwyższe stopnie naukowe częściej sięgają mężczyźni niż kobiety. W 2017r. 753 panie (wobec 922 mężczyzn) uzyskały dyplom doktora habilitowanego, natomiast tytuł profesora otrzymało 89 kobiet (wobec 197 mężczyzn). Chociaż nie żyjemy już w czasach anorexia scholastica, a kobiety stanowią 48% ogółu naukowców i inżynierów, to wciąż słowo naukowiec kojarzone jest z mężczyzną. Nadal kobiety muszą się bardziej wykazywać niż mężczyźni. Z badań przeprowadzonych w 2016 roku przez L’Oreal Polska wynika, że 60% z ponad tysiąca respondentów wykazało, że kobiety mają największe predyspozycje do pracy w kulturze, sztuce i organizacjach społecznych. A tylko 26% przebadanych uważało, że kobiety mają predyspozycję do bycia naukowcem. Zaś powodem, dla którego kobiety nie zajmują wysokich akademickich stanowisk, 22% przebadanych wskazało…brak racjonalnego myślenia.
Według danych GUS 57,8% ogółu studentów w Polsce stanowią kobiety. Pomimo, iż praca naukowca jest pasjonująca to większość kobiet nie chce robić kariery naukowej. Rzadziej decydują się na karierę naukową niż mężczyźni. Dysproporcje wynikają nie tylko z panujących akademickich stereotypów, ale również z kontrastów pomiędzy uczelniami. Dodatkowe myślenie stereotypowe sytuujące kobiety nadal w rolach tradycyjnych. Skutkuje to tym, że kobiety nie potrafią odnaleźć swojej roli w środowisku akademickim. Z jednej strony wynika to z braku pewności siebie, z drugiej trudności w podziale innych obowiązków i wysokości wynagrodzenia względem wymagań. A trzeciej – z poziomu atrakcyjności kobiety.
Jak pokazuje praktyka i badania w świecie akademickim bardzo trudno jest połączyć rolę bycia atrakcyjną i emocjonalną kobietą i jednocześnie być uznawaną za autorytet intelektualny. Z badań przeprowadzonych w 2016 r przez psycholog Sarah Banchefsky – doktorantkę z University of Colarado w Boulder są naukowym dowodem na to, że stosunek do kobiet w nauce jest stereotypowy. Badania przeprowadzono w obszarach tradycyjnie zdominowanych przez mężczyzn, czyli STEM (science, technology, engineering, mathematics), na próbie 80 osób – 40 kobiet i 40 mężczyzn, zaprezentowanych na fotografiach. Każda z tych osób była naukowcami pracującymi na prestiżowych amerykańskich uniwersytetach. Ale o tym nie wiedzieli ludzie oceniający ich zdjęcia. Na podstawie pierwszego wrażenia mieli stwierdzić o stopniu atrakcyjności danej osoby i która z tych osób może zostać naukowcem, dziennikarzem czy nauczycielem w niższych klasach szkoły podstawowej. Wynik był jednoznaczny: najbardziej atrakcyjne kobiety były wskazywane na osoby najmniej pasujące do roli naukowca, a bardziej do roli nauczycielek w szkole podstawowej czy dziennikarek. Wynik badania pokazał, że atrakcyjność kobiet jest ściśle łączona z tradycyjnymi kobiecymi rolami, wśród których brak roli naukowca. Zatem, nieważny jest fakt bycia profesorem ale to, że jest się kobietą. Dla wielu kobiet naukowców oznacza to w praktyce dostosowanie się do panujących stereotypów i przebieranie się za mężczyzn – prawie jak w XIX w – aby być traktowanym jak specjalistki.
Choć kobiety mają na swoim koncie wiele sukcesów naukowych, to stanowią zaledwie 1/3 naukowców w Europie. W zawodzie zdominowanym przez setki lat przez mężczyzn jest miejsce dla nauki w wydaniu kobiecym. Mając takie same predyspozycje jak mężczyźni, jesteśmy zdolne do efektywnej pracy naukowej. Nie rezygnujmy z aspiracji naukowych na rzecz mentalności z innej epoki. Nie szukajmy alternatywnych ścieżek aby zniknąć z naukowego świata. Naszą naukową wiedzę przekuwajmy w sukces na nowych polach. Doceniajmy osiągniecia innych naukowczyń i wspierajmy te, które są dopiero na początku drogi. Przełamujmy efekt