VIP – Katarzyna Perka

„Adoruj mnie” mówi do swojego mężczyzny. Zdziwiony wlepia wzrok w jej twarz, a ona w duchu się śmieje, bo to oznacza, że po kilkunastu latach wciąż jeszcze potrafi go zaskoczyć. No co go tak dziwi? Wszędzie można usłyszeć, że mężczyźni nie są jasnowidzami i nie potrafią czytać w myślach kobietom, więc mówi mu wprost i bez owijania w bawełnę. Dziś chce się czuć jak jego księżniczka, uwielbiana, kochana, podziwiana, totalnie akceptowana ze wszystkimi słabościami, wadami. Chce, żeby dawał jej odczuć, że jest pępkiem świata, centrum jego galaktyki, że jest dla niego najważniejsza. Nie chodzi o wyrwane w ciągu dnia przelotne spojrzenia, szybkie buziaki. Tak żyją na co dzień. Teraz chce poczuć, że jestem jego VIP!

W samochodzie panuje cisza, a ona zastanawia się czy męski rozum wie o co jej chodzi. Jeszcze gotów pomyśleć, że marzy jej się dostać kwiaty bez okazji, a przecież sprawa jest poważniejsza. Taki mężczyzna adorator powinien poświęcać kobiecie uwagę, patrzeć na nią z podziwem, gdy zaspana i potargana otwiera rano oczy i także potem w ciągu dnia, przy zwykłych czynnościach, na przykład kiedy obiera warzywa do obiadu. Adorujący potrafi dostrzec wszystkie zalety i walory swej wybranki, cieszyć się nimi i tym samym wpływać na jej dobry nastrój. Zwłaszcza, że jej dobry nastrój często oznacza także jego dobry nastrój. Adorowana kobieta pragnie czuć się wyjątkowo. Oczekuje po prostu akceptacji i zachwycania się także tym, co dla innych jest niedostrzegalne. I nie ważne czy jest akurat uczesana, umalowana i wystrojona. Wręcz chodzi o to, żeby się podobała, gdy jest bez makijażu, w dresie i z artystycznym nieładem na głowie. Ktoś może powiedzieć, że nie trzeba mieć adoratora, żeby się czuć ze sobą kapitalnie. To prawda. Ale faktem jest to, że w nasze oczy są odbiciem dla innych, a inni są lustrem dla nas samych. I nie da się zaprzeczyć, że fajnie jest dojrzeć w oczach partnera zachwyt swoją osobą. Tak po prostu. Bez korekty i filtrów. To stymuluje związek i jest po prostu miłe. W codziennym maratonie, przy licznych obowiązkach, a nieraz i problemach, nie jest łatwo oddać się romantycznym i niespiesznym spojrzeniom. Tym bardziej parę wolnych dni jest jak obietnica i rodzi nadzieję. Jej fantazja podsuwa obrazy, na których razem, uśmiechnięci spędzają wspólne chwile, spacerują trzymając się za ręce, wieczorem siedzą przy ognisku i oglądają spadające gwiazdy. Dzień rozpoczyna kawa, a lampka wina wieczorem jest jego zwieńczeniem. Dobra energia tych chwil wypełnia jej usta uśmiechem i zapala w oczach blask. A on patrzy w jej twarz rozmarzonym wzrokiem i powtarza jej imię: „moja kochana Iga, Iga….”.

– Iga! – otworzyła zaspane oczy. Głos który ją właśnie obudził w niczym nie przypominał rozmarzonego mruczenia, o którym jeszcze przed chwilą śniła. 

– Iga! Stacja benzynowa, idziesz na siku?

Rzeczywistość jest prozaiczna. Mężczyzna słyszał wypowiedziane dziś „adoruj mnie”, nawet przez chwilę się zastanawiał o co jej znowu chodzi, ale skupiony mocno na swoich sprawach już po 50 kilometrach zapomniał o niezwykłej prośbie. Może potraktował to jak kolejną fanaberię? A skoro zapomniał, że ma być adoratorem to nadal był sobą, czyli po prostu kochanym mężem, którego poziom zachwytu nad siedzącą obok żoną był taki jak zawsze. Dla niego było to oczywiste i naturalne, dla niej w tej chwili nieco odbiegające od marzeń. Bo przecież miało być tak pięknie. Jeszcze wciąż świeże są w jej pamięci treści z ostatnio pochłanianych książek, w których główny bohater, koniecznie nieziemsko przystojny, czyta w myślach ukochanej i spełnia każdą jej zachciankę, zanim jeszcze ona ją wypowie. Po takiej lekturze człowiek czuje, że może chcieć od życia więcej. Literacki świat, a w nim on, facet, zakochany po uszy i do tego stopnia, że wybiera w nocy zamiast snu pełne uwielbienia spoglądanie na wybrankę serca. „Kiedy ktoś tak na mnie całą noc patrzył?” pomyślała. „Mój w nocy śpi, bo całe dnie wypełnia mu ciężka praca”. Jadąc „na wolne” miał swoje plany, wiedziała o nich od dawna i nie była w ich centrum, mimo iż miała swoje miejsce w harmonogramie. Jej czas był między jedną półką a drugą, bo celem jej mężczyzny było wykończenie budowanej szopki. Kilka dni i parę fochów zajęło jej zrozumienie, że jeśli chce się poczuć adorowana musi sama się popodziwiać. I kiedy to do niej dotarło, odżyła. Nie miała już poczucia osamotnienia, kiedy on kolejny dzień spędził w swoim drewnianym przybytku. Nie czuła rozczarowania i żalu. Zaczęła doceniać to, co sprawiało jej radość, a było na wyciągnięcie ręki – obcowanie z przyrodą. No i wyciągnęła wnioski – pierwszy: fikcja literacka odbiega od rzeczywistości, drugi: adorowanie partnera po kilkunastu latach w związku to nie jest łatwa sprawa, trzeci: nie oczekuj, że inni ludzie Cię uszczęśliwią. Bogatsza o tę refleksję odważnie płynie w nadchodzące dni. W planach mają wyjazd nad jezioro. Woda oczyszcza, chłodzi i niesie ukojenie. Woda jest wspaniała: czasem spokojna, niekiedy wzburzona, pięknie mieni się w słońcu, nastrojowo odbija blask księżyca, potrafi wabić zapachem i kusić obietnicą orzeźwienia. Zupełnie jak świadoma siebie kobieta.

Siedząc na leżaku Iga pomyślała, że każdy chyba czasem potrzebuje poczuć się VIP. Chcemy być „pępkiem świata” drugiego człowieka. Choć przez chwilę. Rozmarzona popatrzyła w dal i w tym samym momencie jej dłoń została lekko muśnięta ręką kochanego mężczyzny, który przybył do centrum swojej galaktyki po codziennego buziaka.

Pozdrawiam,

Kasia

Udostępnij: