Tylko działanie naprawdę działa

Październikowe spotkanie Akademii Pozytywnych Kobiet poświęcone było marzeniom. Uważnie wysłuchałam historii o spełnionych pragnieniach, które opowiadali zaproszeni goście: moja imienniczka, Kasia Nova – jeśli wyrzucą ją drzwiami, wleci oknem, Czekoladowa Dziewczyna, Natasza Kotarska – wzbudziła mój szacunek do czekolady, niezwykła Daria Andrews – pięknie opowiadała o swojej życiowej drodze, na której jeśli nawet czasem jest kupa, to kupa dobrego z tego wynika, Joanna Godecka – przedstawiła nam niezwykle pozytywną Osobę, doktora z powołaniem oraz wzruszająco opowiedziała o pożegnaniu – trudnym elemencie naszej ziemskiej wędrówki, no i Tomasz Kieres, jedyny facet w naszym babskim gronie (dał radę!) – zaimponował mi opowieścią o tym gdzie i jak napisał swoją pierwszą książkę. A to wszystko za sprawą: Ali (Alina Adamowicz @alka_positive), Oli (Aleksandra Rzyczniak) i Karoliny (Karolina Nowakowska) – dobrych duchów naszego kobiecego świata. Wracałam do domu lekka i radosna. Jak takie spotkania są potrzebne! I inspirujące. A marzenia są piękne, ważne i wszechobecne.

Znasz kogoś, kto nie pragnie czegoś? Ja nie. Znam osoby, które skrywają skrzętnie swoje marzenia i nie chcą się nimi dzielić. Stwarzają pozory, że marzeń nie mają. Ale to tylko pozory. Znam też takich ludzi, którzy głośną mówią o swoich pragnieniach, jakby chcieli w ten sposób uczynić pierwszy krok, aby je urzeczywistnić. Myślę, że każdy z nas nosi w sercu jakieś życzenie. Czasami wierzymy, że uda nam się je zrealizować, a czasem uważamy, że jest to niemożliwe. Albert Camus twierdzi, że: „tak kochamy marzenia, że boimy się je realizować”. Czyżby? 

Mam wrażenie, że ostatnio dużo mówi się o osobach, które realizują swoje marzenia. Nazywane są one ludźmi sukcesu, o których można przeczytać na głównej tablicy popularnych portali internetowych lub na prywatnych blogach tych szczęściarzy. W księgarniach na półce dostępne są poradniki, w których czekają na nas wskazówki i doświadczenia zebrane w drodze do sukcesu. Czytamy, podziwiamy, troszkę (a może bardzo) zazdrościmy, też tak chcemy. Chcemy realizować nasze pragnienia, to jest możliwe, przecież innym się udało – widziałam w programie podróżniczym!

Opowieść o dwójce młodych Polaków obecnie mieszkających w Kambodży. Ich dawna praca i życie w dużym polskim mieście, presja, okupiona nieprzespanymi nocami i wylanymi łzami, początki depresji związanej z niechęcią do pracy „w korpo”, wpłynęły na podjęcie śmiałej decyzji: „sprzedajemy wszystko i wyjeżdżamy z kraju, zaczniemy nowe życie”. Wyjechali, założyli resort, początkowo lekko nie było, ale teraz budują już drugi, mają klientów, są spokojni, uśmiechnięci, choć zapracowani. Osiągnęli sukces. Już w czasie oglądania tego programu zaczynam się intensywnie zastanawiać, czy ja mam coś do sprzedania,  bo choć nie pracuję „w korpo”, to Kambodża mi się podoba okrutnie ?. Widzę, że „podjęcie odważnej decyzji” musi mieć poparcie zaplecza finansowego. Powyższy przykład uzmysławia mi, że czasem łatwiej podjąć „dużą decyzję” w desperacji, kiedy przygniecione do muru „ja” odważnie rzuca się w wir zdarzeń – pewnie uważa, że nie ma nic do stracenia – teraz może być tylko lepiej. 

Drugi Szczęściarz ma mobilną pasję – jeździ rowerem po świecie, zamieszcza relacje z wyjazdów na Instagramie i prowadzi ciekawego bloga. Super sprawa, ale zastanawiam się, że aby tak żyć, potrzebne są fundusze. Poczynając od odpowiedniego sprzętu, o którym wiadomo, że im bardziej profesjonalny, tym droższy. Ponownie dostrzegam, że realizacja marzeń potrzebuje zaplecza finansowego. Ale pomijając aspekt materialny, ten człowiek „to” robi – realizuje swoją wielką przygodę, jest spełniony i szczęśliwy. Szczerze mówi o tym, że obawiał się pierwszego wyjazdu, który wymagał przełamania wewnętrznego oporu i podjęcia wyzwania. Teraz zarabia na realizacji swojego marzenia. Ma liczne grono fanów i dzieli się swoją wiedzą nie tylko związaną z podróżowaniem na dwóch kółkach, ale także tym, jak z takiej pasji można uczynić źródło dochodu. Brawo! 

Takich osób, którym się udało jest wiele. A co z tymi, którzy próbowali, ale im się nie powiodło? Nie widzę artykułów o tym, programów w telewizji, a przecież tacy ludzie też istnieją. Jak na przykład dziewczyna, która wyjechała ze stolicy na wieś, gdzie chciała żyć w zgodzie z naturą, z dala od zgiełku wielkiego świata. Założyła wymarzone gospodarstwo ekologiczne, licząc, że będzie dobrze funkcjonowało, przecież aktualnie coraz więcej osób chce korzystać z warzyw bez „E”, chemii i konserwantów. Długo walczyła, żeby urzeczywistnić swoje marzenie, ale nie udało się. Koszt uprawiania „czystej ekologii” przerósł osiągane zyski i projekt zakończył się fiaskiem. Jest zadowolona, że wyprowadziła się z miejskiej dżungli, jej życie teraz jest spokojniejsze, ale pierwotnego marzenia nie zrealizowała. Myślę, że takich historii znalazłoby się więcej.

Więc jak to jest – warto dążyć do realizacji marzeń? 

Paulo Coelho, którego książki kiedyś pochłaniałam na potęgę, mówi, że wszechświat pomaga nam spełniać marzenia oraz że: „tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką”. Chcę w to wierzyć. Lepiej mi się żyje z takim podejściem. Ale nie jestem idealistką. Dobrze wiem, że Władysław Grzeszczyk trafnie zauważa: „Marzenie od planowania różni się tylko ilością zużytego papieru”. Realizacja marzeń związana jest z dobrym planowaniem i ciężką pracą nad realizacją tego planu. Nic samo się nie zrobi. Sukces jest sumą składników: dobrego planu, ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia. I to właśnie ta odrobina szczęścia jest nieprzewidywalną zmienną, którą według Paulo Coelho zapewni mi wszechświat, jeśli będę w to mocno wierzyła. Ale muszę szczęściu pomóc. Więc pomagam. Jeśli marzę o dalekiej podróży (a właśnie o tym aktualnie marzę), to już pół roku wcześniej siadam i robię plan (jakie miasta chcę odwiedzić i ile spędzić w nich czasu, sprawdzam ceny noclegów, obliczam długość trasy, jaką mam do pokonania i przeliczam orientacyjną cenę paliwa, kalkuluję, ile środków muszę zebrać, żeby wyjazd mógł dojść do skutku). Marzę. Czekam. Oszczędzam. Czytam. Notuję. Pisząc, wyobrażam sobie, jak będzie pięknie. Czuję radosną ekscytację. Jestem pozytywnie naładowana. Chcę. Oglądam zdjęcia innych, którzy już tam byli. Poznaję ich opinie. I tak moje marzenie, zostaje zaplanowane. Na to mam wpływ. Nie mam wpływu na nieprzewidywalne sytuacje losowe, których może być nieskończenie wiele (może, ale nie musi!). Z tym trzeba się pogodzić, bo życie często pisze swoje scenariusze i nie liczy się z naszymi rękopisami. Myślę, że ważne jest, aby spodziewać się najlepszego, ale być przygotowanym na najgorsze. 

Czasem coś idzie nie tak, dopada nas marazm i zniechęcenie, ale nawet wtedy warto pielęgnować marzenia. Myślenie o nich ciągnie nas do góry, wzywa do aktywności, wspomaga rozwój, mobilizuje, nakręca pozytywnie. Może nie uda się zrealizować wszystkich, ale radość z tych, które będą osiągnięte, da poczucie mocy.

Czy pamiętasz uczucie, które Cię przepełniało, kiedy miałaś swój ostatni sukces? I nie mam na myśli osiągnięć na miarę medalu olimpijskiego w kolorze złota – chodzi mi o Twój osobisty sukces, pozytywy wynik działania, nad którym pracowałaś – może to być pierwszy placek naleśnika, który nie przykleił się złośliwie do patelni albo może lekko wyrzeźbione po dwóch miesiącach treningów uda?

Kiedy ostatnio marzyłaś? Myślisz, że możesz zrobić cokolwiek, żeby Twoje marzenie stało się rzeczywistością? Jeśli tak – zrób to. Jeśli nie – może to nie jest Twoje marzenie? 

Ważnym elementem odróżniającym myślenie o marzeniu i realizację marzenia, jest podjęcie działania. Zdarza się, że patrząc na aktywność innej osoby myślimy: „ja też mógłbym to zrobić”. Owszem. Mógłbyś, ale nie podjąłeś człowieku działania. A często właśnie na tym polega droga do sukcesu. Na działaniu. Bo to, że lubię jeździć rowerem, nie znaczy, że wsiądę na niego i pojadę w świat. Nikt mi nie zabrania, ale tego nie robię. Nie mam przygotowania fizycznego, psychicznie też nie widzę siebie wylewającej siódme poty na rowerowych podjazdach w górzystej Armenii! Tej działalności nie podejmę. Trzymam się tego, co sprawia, że czuję radość i lekkość w sercu. Mam swoje marzenia i chcę je zrealizować osiągając sukces, według działania: 

sukces = dobry plan + ciężka praca + odrobina szczęścia. 

Prosta matematyka.

A Ty? Czego pragniesz? O czym marzysz? Co „dodajesz” w swoich dniach, żeby wynikiem był Twój osobisty sukces? W czym wszechświat może Ci pomóc?

Z tymi pytaniami Cię dziś zostawiam…

Serdecznie pozdrawiam,

Kasia

Udostępnij: