„Róża z Ekwadoru, a uśmiech z kwiaciarni”- Katarzyna Perka

Człowiek może być dla drugiego człowieka przekleństwem lub darem. Dotyczy to każdego z nas. W każdej chwili, w każdym miejscu, w każdych okolicznościach.

Ostatni dzień roku. Na zewnątrz szaro. Słońce schowane za chmurami, bez entuzjazmu rozstaje się z widniejącą jeszcze w kalendarzu datą 2020. Dziś pracuję zdalnie, a zaraz po zakończeniu pracy mobilizuję syna i razem biegniemy do pobliskiego marketu po bagietki (nasza tradycja przewiduje fondue w sylwestrową noc i dlatego bagietki są niezbędne). Market pęka w szwach, tłum ludzi z pełnymi koszami i zmartwieniem wypisanym na twarzy, bo kolejki do kas są kilometrowe. Stoimy w jednej z nich prawie pół godziny, „lekko” zniecierpliwieni. Ponieważ wybraliśmy tę ustawioną między regałami z artykułami dla zwierząt, mniej więcej po 20 minutach stania zaczynamy z pożądaniem zerkać na fotele dla czworonogów. Zauważam, że znamy już psie smakołyki i rodzaje kociego żwirku dostępne w asortymencie. Dobrze, że nie otaczają nas półki z nożami, bo czekający za nami w kolejce do kasy starszy pan jest atakowany przez towarzyszącą mu panią (prawdopodobnie małżonkę) i mam wrażenie, że zaraz (chyba szukając schronienia) wejdzie mi na plecy. Trochę mu współczuję słysząc jak ona z nim rozmawia, ale perspektywa „kolejkowej przyczepności” nie podoba mi się i marzę już o dotarciu do kasy. Kiedy opuszczamy sklep, odczuwamy ogromną ulgę. Ja wręcz podwójną – po pierwsze z tego powodu, że już wyszłam, a po drugie – że nie jestem mężem pani z kolejki. Idziemy z Młodym do kolejnego sklepu – wędlinę chcę kupić poza marketem. Tutaj kolejka jest mniejsza, ale też trochę to trwa, bo w środku mogą przebywać jednocześnie dwie osoby, a każdy z klientów bierze coś na obiad, na kanapki, prosi o pokrojenie. Młody wykazuje oznaki zniecierpliwienia i widzę, że zaraz zacznie marudzić, ale ponieważ teraz moja kolej na wejście do środka, omija mnie jego komentarz. Wychodzę zadowolona, że już wszystko załatwione i kierujemy się w stronę domu. Kiedy mijamy kwiaciarnię podejmuję decyzję, że na naszego sylwestra chcę zaprosić różę, więc skręcam wśród jęków Młodego (cierpliwość mu się skończyła) do kwiaciarni. Syn czeka na zewnątrz, a ja wchodzę do środka i po radosnym: „Dzień dobry”, mówię Pani, ze szukam róży do towarzystwa na Nowy Rok. Wpadła mi w oko herbaciana więc szczerze pytam, czy jest świeża i postoi, a Pani z rozbrajającą szczerością odpowiada, że co do tych, które wypatrzyłam nie jest przekonana, ale: „te z Ekwadoru postoją na pewno”. Szczerość godna podziwu. Przenoszę wzrok na piękny kwiat z egzotycznego kraju i czuję, że jest między nami chemia. Melduję Pani, że ta mi się podoba. W odpowiedzi słyszę, że będę zadowolona i że takie towarzystwo to dobry pomysł na dzisiejszą noc. Dalej Pani mi opowiada, że ona ma perspektywę samotnego witania Nowego Roku i rozważa wyjście na ulicę (jakkolwiek to brzmi), to może chociaż jakiś przystojny policjant się trafi, a „na dołku” to i towarzystwo pewnie będzie. Wesoło nam się zrobiło. Obie sobie wyobrażamy tę wymyśloną sytuację i możliwe dialogi z przystojnym policjantem: „Wyszłam z domu bo chciałam spotkać człowieka Panie władzo, widział Pan jakiegoś?” (nasz śmiech). Pan policjant może pomyśleć że ma do czynienia z osobą niezrównoważoną i Pani kwiaciarka podejrzewa, że może ją wtedy skierować zamiast do policyjnego aresztu – to na ul. Sobieskiego (przy której mieści się duży szpital psychiatryczny). Odradzam jej ten wariant, bo uświadamiam sobie, że jednak łatwiej będzie jej wyjść rano opuścić areszt. 

Moja róża jest już zapakowana, należność uregulowana, po rzęsach tusz spływa mi pod maskę. Zbieram się do wyjścia, ale jeszcze składamy sobie życzenia „zdrowia i normalności bez maseczek”. Uśmiechamy się znowu do siebie, bo choć obie jesteśmy w maskach, to zmrużone nad nimi wesoło oczy zdradzają, że kąciki ust mamy uniesione do góry. Dobra energia – to dostaję w tej kwiaciarni w pakiecie z różą, bez dodatkowych opłat. Przez krótką chwilę tego dnia śmiejemy się, gadamy tak „po babsku”, a zawiązana właśnie nić porozumienia, wypełnia mnie dobrymi emocjami. Bezcenne. Radosna wychodzę na zewnątrz i natrafiam na zniecierpliwione spojrzenie mojego syna: „Ile można kupować jednego kwiatka?”. Wyjaśniam mu, że spotkałam właśnie kobietę pozytywną i że to bardzo poprawiło mi humor, na co w odpowiedzi słyszę: „Już nigdzie nie wchodzisz”. Potulnie jak owieczka zgadzam się i grzecznie maszeruję do domku. Na mojej twarzy ukrytej pod maską nadal gości uśmiech. Róża jest z Ekwadoru, a mój uśmiech z kwiaciarni. Pozdrawiam Panią, która mnie obsługiwała.

Takich spotkań życzę Wam jak najwięcej w 2021 roku.

Wasza Kasia

Udostępnij: