Przepraszam

Kiedyś myślałam, że najtrudniejszym zdaniem w języku polskim do wypowiedzenia jest „Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie”. Jak trudne jest to zdane widzę dobrze, obserwując obcokrajowców, którzy przed rozpoczęciem studiów na UWr przyjeżdżają do nas na kurs języka polskiego. Łamią sobie języki na sz, cz, rz, a lektorzy próbują nauczyć ich tego bardzo trudnego zdania. Jest też „stół z powyłamywanymi nogami” i kilka innych językowych łamańców. I musiałam trochę przeżyć i zobaczyć, żeby przekonać się, że chrząszcz czy ten stół bez nóg wcale nie są takie trudne! Wystarczy trochę poćwiczyć. Ale są zdania, które wypowiedzieć jest trudniej, a które wcale nie mają spółgłoskowych zbitek…

„Przepraszam”. Znacie? Jedno słowo. Czy wiecie, jak trudno je wypowiedzieć? Śmiem twierdzić, że to najtrudniejsze do wypowiedzenia słowo świata. We wszystkich językach.
Jest skomplikowane do tego stopnia, że wypowiadamy je bardzo rzadko, zbyt rzadko. Wolimy na przykład milczeć. Godzinami, dniami, tygodniami, miesiącami, latami. Milczymy, nie wypowiadamy żadnych słów, bo mamy świadomość, że zacząć musielibyśmy od „przepraszam”, a to takie skomplikowane słowo. Zrywamy przyjaźnie, związki, zapominamy o bliskich, wyrzucamy ich z pamięci, wywracamy swój świat do góry nogami, budujemy mury, zamykamy się na świat, magazynujemy w sobie złe emocje, wracamy myślami do przykrych chwil, zaczynamy chodzić inną drogą, żeby się nie natknąć, spuszczamy wzrok, gdy się natkniemy, pozwalamy na to, by było nam źle, by było smutno, by coś zjadało nas od środka. Robimy tyle! A nie potrafimy spojrzeć drugiej osobie w oczy i powiedzieć po prostu: „przepraszam”. Albo: „Przepraszam za wszystko, to było złe, co powiedziałam, zależy mi na Tobie”.

A wiecie dlaczego to słowo jest tak trudne?

Dlatego, że samo w sobie niewiele znaczy. Bez zmiany zachowania, bez postanowień, bez konsekwentnych czynów to słowo jest puste. To jest tak, jakbyś wzięła talerz do ręki, rzuciła nim o podłogę, podniosła kawałki szkła, powiedziała – przepraszam i spodziewała się, że talerz znów będzie talerzem. Musisz go skleić. Złożyć w całość. Za każdym słowem „przepraszam” muszą iść konkretne czyny. Przepraszam to takie słowo plaster – to, że go użyjesz, wcale nie sprawia, że rana zniknie. Rana będzie. Zniknie, gdy minie czas. Czasem zostanie blizna na całe życie.
Nie używamy słowa przepraszam z jeszcze jednego powodu. Pamiętacie, jak w dzieciństwie rodzice powtarzali – „Oleńko, a gdzie magiczne słowo? Podziękuj, poproś, przeproś!” Często rodzice nękali nas tym zestawem słów, dlatego teraz kojarzą nam się z przymusem. Gdy wylałaś kompot na babciny biały obrus podczas niedzielnego obiadu, mama od razu upominała – „Olu, co powinnaś powiedzieć? Przeproś babcię!”. Wypowiadaliśmy to słowo mechanicznie, z obawy, że mama będzie zła. Nie dlatego, że czuliśmy potrzebę jego wypowiedzenia. Później w dorosłym życiu i dorosłych relacjach wypowiadanie słowa „przepraszam” zaczęło kojarzyć nam się z tym przykrym przymusem, a nie szczerą potrzebą. A przecież „przepraszam” ma magiczną moc tylko wtedy, gdy płynie prosto z serca!

Z tą refleksją zostawiam Was dziewczyny i życzę pięknego tygodnia ?

Aga

Udostępnij: