Deprywacja to stan niezaspokojenia potrzeby, który wywołuje frustrację i generalnie nie jest niczym przyjemnym. Proste, prawda? Frustracja jest o tyle groźna, że potrafi, czasem w sposób niezwykły, przeobrazić uśmiechniętą, pogodną osobę w kipiące złością monstrum. A winna wszystkiemu ta deprywacja. Dlatego tak ważne jest dbanie o duże i małe sprawy, które wpływają na to jak się czujemy i jak funkcjonujemy. W tym kontekście słowa „zadbaj o siebie” tracą egoistyczny charakter i stają się przejawem daleko idącej troski o najbliższą nam osobę – czyli nas samych. Proste, prawda?
Aby zaopiekować się sobą trzeba pamiętać, że mamy potrzeby. Amerykański psycholog, Abraham Maslow, wyróżnił kategorie potrzeb i umieścił na piramidzie. Najwięcej miejsca i fundamentalne znaczenie mają w niej potrzeby podstawowe (tzw. fizjologiczne), a ich zaspokojenie jest niezbędne do życia. Poza jedzeniem, piciem, odpoczynkiem i potrzebą seksualną, jest tam sen.
To właśnie sen jest na pierwszym miejscu listy obszarów życia, które wpływają na jego jakość (post @alka_positive z dnia 5.10.2019 roku, Instagram). Jako pilny uczeń Akademii Pozytywnych Kobiet zapamiętałam dokładnie tę informację! (prawdę mówiąc nie było to specjalnie trudne, gdyż sen jest dorodnym owocem mego pożądania, a uczucie to mocno zyskało na sile odkąd, żeby spokojnie zdążyć do pracy, muszę wstawać przed 5.00 rano). I pewnego dnia postanowiłam zadbać o tę właśnie pierwotną, niezbędną do życia potrzebę – o mój sen. Proste, prawda? Tak mogłoby się wydawać…
Zwykły dzień. Pobudka 4.45. Domowa krzątanina. Parę minut po 6.00 wychodzę z domu. W pracy sporo zadań, lekko nie jest, a pocieszenie memu sercu niesie perspektywa popołudniowego odreagowania – idę na rower. Pobliski las jest wspaniałym miejscem do jeżdżenia. Szybko zapadająca ciemność nie stanowi problemu – jestem z mężem, wysoki, bezpieczny facet, który dodatkowo zadbał o odpowiednie oświetlenie rowerów – ciemność nam nie straszna. Ponieważ jest cudnie, robimy zamiast tradycyjnych 15 kilometrów – 20. Niby niewielka różnica, ale dla takiej niedzielnej sportsmenki jak ja, to jest totalny max. W drodze do domu nogi czują wysiłek, a ja czuję zmęczenie. Na szczęście nie ma przeszkód, żeby dziś wcześniej się położyć spać. Marzę o tym.
I tu pierwszy błąd w założeniu – zapomniałam, że nie jestem samoistną wyspą. Mieszkam z trzema samcami – w tym jednym Alfa (tą rolą, samce we trzech – w zależności od dnia – wymieniają się). Dwóch facetów i jeden kocur to już prawdziwe stado.
Tego dnia na drodze do zaspokojenia mej potrzeby podstawowej, fizjologicznej, fundamentalnej, czyli snu, stanął samiec Alfa, nie kot (na kota było za wcześnie – woli budzić w środku nocy), ale człowiek w całej okazałości. Młody człowiek. A co gorsza nie obcy, np. sąsiad, listonosz, tylko syn! Ukochany. Osobisty. Nastoletni…
Z zasady nie zostawiam Młodego samopas i staram się kłaść, kiedy wiem, że on już śpi. Więc pierwsze zdziwienie syna, że komputer już trzeba wyłączyć („przecież on niedawno wrócił do domu z angielskiego i dopiero go włączył”). Drugie zdziwienie, że matka może chcieć się położyć spać o 21.30. Szok, nie? Kto to widział? Właśnie. Rzadki widok. Rodząca się dyskusja niczym tornado zmiata resztki naszej serdeczności. Czuję, że zaczyna się we mnie gotować, ale ponieważ jestem „opanowaną, pogodną osobą”, przeczekam to. Nasza wymiana zdań jest średnio uprzejma, mocno kąśliwa, wcale nie pozytywna… Teraz dosadnie do mnie dociera, że mam kryzys po całym, intensywnym dniu. Zostawiam Młodego z kwaśną miną oraz fochem (tym z serii: „forever”) i idę pod prysznic. Ulga, że ubranie na jutro do pracy mam naszykowane. Wychodzę z łazienki i już, już prawie otulam się miękką kołderką, kiedy widzę, że Młody zamiast do swojego łóżka, idzie do kuchni. Godzina 22.15 a „On jest głodny. Kolację będzie jadł” (też potrzeba pierwotna ?). A ja chcę spać!! Trudno, niech każdy zaspokaja swoją fizjologię! Idę do łóżka! Próbuję wyciszyć emocje, ale dolatujący z kuchni hałas noża rzucanego na blat, talerza odstawionego na stół z impetem, walenie drzwiami lodówki, to mnie przerasta! Zmęczenie jest coraz bardziej dokuczliwe. Leżąc czuję szybkie bicie serca, za szybkie, mam świadomość jak nierówno oddycham, czuję swoją złość i złość, że czuję złość. Więc stosuję w praktyce to, o czym tak chętnie czytam: „Jak radzić sobie ze stresem? Oddychaj głęboko”. Oddycham głęboko. Myślę: „Jestem spokojna, jestem kobietą pozytywną”. W kuchni znów szturmowanie. Cholera! Jestem kobietą pozytywną ale mocno chcę spać! Czy tak trudno to zrozumieć?! Czy ja chcę złotą gwiazdkę?! Intuicja podpowiada: „Oddychaj…” Oddycham już tak głęboko, że bardziej się nie da! Tlen wolno neutralizuje moje rozdrażnienie. Resztką rozsądku, która mówi, żeby nie kończyć dnia gniewem, postanawiam załagodzić sytuację – chcę zasypiać ze spokojną głową (jeśli kiedykolwiek uda mi się zasnąć!). Idę do kuchni i oczom moim ukazał się taki oto widok: w mojej kuchni, przy moim stole, siedzi przystojny młody człowiek, szczęśliwy, że wcina, a wcina furę kanapek, kanapek naprawdę zachęcająco wyglądających… W tym momencie przeżyłam szok. On umie! Dotarło do mnie, że mój jedenastoletni syn potrafi sam zadbać o swój posiłek. Czułam się jak kretynka, kiedy zrozumiałam, co zrozumiałam, Wiem, jak to brzmi… Ale do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, niestety. Proste, prawda? Dojrzałam więc: koniec z codziennym porannym wyręczaniem młodego człowieka. Samodzielny wieczorem – samodzielny rano! Intuicja odzywa się: „Oddychaj..”. Dojrzałam… Dojrzałam też te jego kanapki, poczekałam cierpliwie, aż konsumpcja dobiegnie końca, popatrzyłam, pomyślałam, że fajny facet z niego rośnie, tylko niech matka nie robi „kreciej roboty” i poluzuje swoje (nad)opiekuńcze zapędy, bo to w przyszłości facet ma być a nie „mamy-synek”. I poszliśmy po krótkiej, spokojnej już rozmowie, każde pod swoją kołdrę.
Zanim usnęłam pomyślałam, że dzisiejsza sytuacja sporo mnie nauczyła. Pokazała mi, że nie zawsze moje plany są zależne ode mnie i że powinnam spokojniej na to reagować. Uświadomiłam sobie, że mogę ustalić pewne zasady w „stadzie rodzinnym”, które obowiązują wtedy, gdy ktoś z nas ma ciężki dzień i potrzebuje większego zrozumienia, wcześniejszego położenia się lub po prostu świętego spokoju. I dojrzałam do mentalnego „odcięcia pępowiny” syna. Ogólnie patrząc: „Nie ma tego złego …”.
(Tej nocy nie dane mi było pełne i komfortowe zaspokojenie potrzeby snu. Kolejna deprywacja miała miejsce za sprawą kota, który zdążył się zrestartować do godziny 3.00 w nocy i liczył, że jest nas dwoje…).
Statystyki pokazują, że wiele osób doświadcza frustracji. Frustrujemy się mimo, że może to być niebezpieczne dla nas samych oraz dla ludzi wokół nas. Do podstawowych powodów tego nieprzyjemnego stanu należą m.in. nieosiąganie swoich marzeń/celów, brak akceptacji dla szeroko rozumianej rzeczywistości (siebie, innych ludzi, spraw będących poza naszą kontrolą). W życiu są rzeczy, które nie zależą od nas. Im szybciej to zrozumiesz tym lepiej dla Ciebie. Są też takie obszary, na które możesz oddziaływać. Przestań się frustrować tym, na co nie masz wpływu ale pracuj nad tym, jak reagujesz w trudnej sytuacji, bo na swoje zachowanie wpływ masz.
Dlatego też będę trenowała właściwe zaspokajanie naszych (rodzinnych) i swoich (osobistych) potrzeb! Żeby nie było deprywacji. I frustracji. I żeby można było godnie przeżyć! ?
Na dobry początek planuję nauczyć siebie i moje stado, że jeśli organizm potrzebuje odpoczynku to trzeba to uszanować! (I okryć „organizm” jego ulubionym szarym kocem, tym z czerwonymi serduszkami)! Proste, prawda?
(A propos – kiedy wróciliśmy z rowerów, mój mąż po cichutku przemknął do łazienki, wziął prysznic i poszedł do sypialni. Tam włożył słuchawki w uszy, odpalił muzykę i odleciał. Nie dopuścił u siebie do sytuacji deprywacji i frustracji 😉 Można? Można! Proste, prawda?).
Pozdrawiam, Kasia