O podrywach opowieści kilka

Moje poprzednie felietony dotykały tematów dosyć poważnych, stąd teraz będzie mały zwrot akcji. Gatunek: trochę komedia, trochę dramat, a i trochę czeski film. Dalej jednak pozostajemy w świecie realnym, w czasie rzeczywistym, choć wszystko wskazuje na odległą galaktykę i świat scince fiction.

W tym roku skończyłam 31 lat. Od mniej więcej 2 lat na każdym rodzinnym spotkaniu słyszę pytanie: „I jak tam, Ola, masz tam jakiegoś chłopaka?” Odpowiedzi nasuwa mi się kilka. „Tak, mam. Jest wykształcony, zna biegle 19 języków obcych, jest bajecznie przystojny i obrzydliwie bogaty. Do tego
jest niesamowitym kucharzem, tancerzem i kochankiem, ale nie chcemy się afiszować”, „Nie, nie mam, jestem lesbijką”. Ale w rzeczywistości albo mówię „Nie, jestem starą panną, ze stadem kotów i skończę jak Violetta Villas”, albo po prostu mówię krótko: „Nie, nie mam”. Co słyszę w odpowiedzi? Klasyki: „Ojeeeej, taka ładna dziewczyna i nie może sobie życia ułożyć. Taka szkoda” – jakbym umarła, albo właśnie oznajmiła ludziom, że dostałam wyrok dożywocia, albo zachorowała na nieuleczalną
chorobę. Bo gdybym miała męża i dzieci, to na check liście te pozycje mogłabym odhaczyć i wtedy mogłabym już spokojnie umrzeć 😉
Od osób jeszcze bardziej nietaktownych słyszę: „No tak, jak masz takie wymagania, to nic dziwnego. Jak szukasz księcia na białym koniu, to zawsze będziesz sama”. Hm… jakie wymagania? Wszyscy je znają? Czy ja z kartką chodzę, na której mam listę żądań? Szukam księcia? No tak, do pary dla księżniczki! Że jeszcze nie wpadłam na to, że zamiast szukać faceta z podobnymi poglądami wartościami, zainteresowaniami, najlepiej będzie szukać przedstawiciela typowego biorcy zasiłków socjalnych pod sklepem monopolowym. No przecież przeciwieństwa się przyciągają!

I żyjąc w przekonaniu, że może faktycznie wymagania mam z kosmosu, z racji mojego trybu życia i postępu technologicznego, założyłam konto na portalu randkowym, sądząc, że tam znajdują się ludzie z akcjami, które może już trochę straciły na wartości. Mój Szef mawia „po przecenie”.
Spróbowałam najpierw na tym bardziej poważnym – wg opinii koleżanek – portalu. Wrzuciłam zdjęcia, napisałam kilka słów o sobie i zaczęłam poszukiwania. To był błąd. 50% wiadomości, które otrzymywałam były propozycjami sponsoringu. 1 tys. zł za noc, 10 tys. zł za miesiąc, 14 tys. (czemu nie 15?). Żartowałam sobie z koleżankami, że przy propozycji 70 tys. zł za miesiąc zaczęłam się zastanawiać 😉 To w końcu prawie jak 200 wielbłądów od szejka! Nawet nigeryjski książę w mailu tyle Ci nie zaproponuje.
Minęły 2 lata. Ja jestem w związku z kredytem hipotecznym, posiadając prawie jakby luksusowy samochód średniej klasy, raczej już lekko zużyty;) Po 30. na Dubaj jestem za stara, a w Polsce po „drugiej przecenie” (pierwsza jest po 25 r.ż.) kokosów już bym nie zarobiła. Warto było wtedy odmawiać?:-) Zmieniłam portal. Tam już nie dało się zarobić. Ale za to przygód na jedną noc byłoby co niemiara!
Propozycje „rozrywki” wprost były przynajmniej uczciwe. Stawianie sprawy jasno: Ja chcę, jeśli Ty też, to super, jeśli nie, to miłego wieczoru. Takie czasy, więc nie udawałam oburzenia. Reszta w znacznej większości to targowisko próżności. Piękni, młodzi i bogaci! I nad wyraz skromni.
Podejrzewam, że panowie mają podobne odczucia co do pań na tym portalu, ale z własnych doświadczeń mogę napisać tylko o panach tam spotkanych. Nauczyłam się nie czytać opisów na profilach, bo to zawsze mistrzowskie oszustwo marketingowe. Wszystko przecież i tak wyjdzie
podczas rozmowy. Więc jeśli kawaler przypadł mi do gustu palec przesuwał się w prawą stronę, jeśli nie przypadł, w lewą. I jest – sparowanie! Przystojny mężczyzna pisze „Cześć. Czytałaś mój opis? Jeśli
Tobie to pasuje, to możemy dalej rozmawiać”. Wchodzę więc w opis. A tam: „Drogie Panie, nie jestem łatwy. Przed 10 randką nie chodzę z kobietą do łóżka, ale warto na mnie poczekać, bo jestem ogierem”. Uznałam to za wysublimowane poczucie humoru więc zamiast nas „odparować”
odpisałam, że jeśli pisze to w żartach, to możemy rozmawiać.
ON: – Czemu w żartach? Pisałem to zupełnie poważnie.
JA: – No nie mów mi, że na poważnie, jako dorosły (34-letni) mężczyzna, piszesz dorosłej kobiecie, że warto na Ciebie czekać, bo jesteś OGIEREM!
ON: – No tak, na poważnie. A co w tym dziwnego? Jestem ogierem więc stwierdzam fakt. To był moment, kiedy nas odparowałam.
Kolejne sparowanie. Mężczyzna już dojrzały, wysportowany. Zdjęcia z dzieckiem, w profilu informacja o tym, że szuka poważnego związku, ponieważ jest tatą samotnie wychowującym 2- letniego syna.
Moje opiekuńcze instynkty zareagowały natychmiast 😉 Po wielu nieudanych próbach, umówiliśmy się na kawę. Mężczyzna elegancki, elokwentny, wykształcony i z klasą. Co prawda nie poczułam żadnej
chemii, ale dał mi nadzieję, że znajdę na tym portalu jednak kogoś więcej niż ogiera, na którego warto czekać. Po czym po kilku dniach ciszy ten sam elegancki mężczyzna z klasą, proponuje mi masaż z noclegiem i śniadaniem u siebie w domu. Na moje „nie” reaguje zdziwieniem i w żenujący sposób
próbuje wybrnąć z sytuacji. Cóż, „numerek” na litość może kiedyś mu wypali.
I znowu przesuwam w lewo po raz trzydziesty i pojawia się… On (34 l.), młody bóg, jakby go sam Michał Anioł rzeźbił. W opisie czytam, że szuka poważnego związku. Wspaniale, dobry początek. Która wymiana zdań i propozycja spotkania. OK, nie ma co za długo pisać, lepiej spotkać się twarzą w twarz. Po czym rozmowa wygląda następująco:
ON: – „To co, jutro o 19:00 u ciebie?”
JA: – „U mnie? Ja na pewno nie będę na pierwszym spotkaniu gotować obcemu facetowi ;)”
ON: -„No ale my nie musimy nic jeść :D”
Tak, była to właśnie TAKA propozycja. Cóż, nie wiem jak Wy, ale ja mam staroświeckie podejście do wielu spraw i budowanie poważnego związku zaczęłabym jednak od innej strony. Oczywiście odmówiłam i zerwałam kontakt. Znalazł mnie na Instagramie. Przeprosił za swoje zachowanie
tłumacząc, że powinien był zacząć od zwykłego spotkania przy kawie, co też chciał mi zaproponować. Nie miałam zamiaru się zgadzać, ale ciekawość wzięła górę, więc kontynuowałam rozmowę, po czym
on nazwał mnie „SŁODZIACZKIEM”. Yhm, 34- letni – co do zasady – dorosły mężczyzna, nazywa obcą, dorosłą kobietę „słodziaczkiem”. I oczami wyobraźni już zaplatałam warkocze, by iść w słodkiej sukni, z lizakiem w ręce na spotkanie z tym greckim posągiem.
Z portalu szybko zrezygnowałam. Jednakże przesuwając palcem w lewą stronę, znajdowałam takie oto perełki:
„Większość z Was nie ma nic do zaoferowania poza kiepskim wyglądem i przeoranymi, zainfekowanymi pi***mi. Kogo szukam? Ambitnej dziewczyny z którą porozmawiam na ciekawsze tematy niż seriale, siłownia i pogoda. Jeżeli masz Instagrama – zapraszam na lewo […]. Jeżeli nie dostanę od ciebie odpowiedzi w ciągu jednego dnia, usuwam parę”.
Niestety na wejściu byłam do odstrzału – mam Instagrama. Zdarza mi się rozmawiać o serialach, siłowni i pogodzie. A kawaler tak liczył na dumania o filozofii, sensie życia i medytacji. Słownictwo oczywiście wskazujące na niesamowitą klasę. No i jasno przedstawione żądania co do sposobu
rozmowy i czasu na udzielenie odpowiedzi. Takich „anonsów” jest na tym portalu mnóstwo.

Inny profil, w którym – oprócz zdjęć przedstawiających oblicze jegomościa- znajdował się print screen z jego konta bankowego. Kawaler lat 35.
Znam kilka historii związków z tego portalu randkowego, zakończonych happy end’em. Niestety brak mi cierpliwości na szukanie diamentu pośród kupy kamieni. Ale mam w końcu za duże wymagania i sama na pewno nic do zaoferowania. Wiem, skończę jako stara panna ze stadem kotów 😉
Pod presją jestem poniekąd zmuszona przyznać, że zdarzają się fajni i wartościowi mężczyźni. Tak przynajmniej twierdzą koledzy z pracy (Tomek- pozdrawiam 😉 ). No dobra, też kilku takich poznałam. Ale jak widać to czasem nie wystarczy. A wystarczyłoby bym obniżyła standardy, prawda? Bo przecież miłość da się logicznie zaplanować. Bo przecież, jeśli zmniejszę wymagania, mogę sobie powiedzieć: „A teraz właśnie się zakochasz!”. Wiem, wiem, niepoprawna ze mnie romantyczka, ale niestety zimnej kalkulacji nie mam we krwi, a i umiejętności pokochania na zawołanie nie opanowałam do perfekcji. Bo miłość rządzi się swoimi
prawami, często wbrew logice. I żaden miłosny eliksir tu nie zadziała.

Przestałam więc skupiać się na usilnym szukaniu męża w celu zbudowania rodziny, wedle rządowej wizji, by uniknąć pytań czemu jestem singielką. Na wszystko przyjdzie czas. Teraz wystarczy mi odpowiedź na pytanie: Czy jestem szczęśliwa? Tak.
Pozdrawiam, stara panna bez kota.

Aleksandra Nowińska

Udostępnij: