King Kongi nie kucają – Katarzyna Perka

Jej dzień zaczął się cudownie. Sobota, budzik nie dzwoni, można wstać kiedy się chce i na spokojnie przygotować śniadanie. Spontanicznie postanowiła, że założy sukienkę, co zaskoczyło mocno nawet ją samą, bo odwiecznym najwygodniejszym strojem domowym są dresy. Dobry humor sprawił, że radośnie krzątała się w kuchni, a wierny towarzysz wspierał ją merdając ogonem – po jego łobuzerskim wyrazie pyska było widać, że nie merda bezinteresownie – liczył każdą ze swoich łap na jakiś pyszny kąsek. Uśmiechnęła się do niego i „niechcący” upuściła kawałek pysznej kiełbaski. To będzie ich tajemnica – nie wszyscy domownicy podzielają takie podkarmianie.  Kiedy pyszny posiłek był prawie gotowy, do kuchni zajrzały zaspane męskie oczy – ich właściciel już, już miał się przywitać, kiedy szok odebrał mu mowę – widać było gonitwę myśli i to trudne pytanie: „co to za okazja?”, „o czym zapomniałem?”, „skąd ta sukienka?”. To było miłe widzieć jak z zainteresowaniem się jej przygląda. Chwilę później jedli wspólnie śniadanie i snuli plany na ten dzień. Trzęsienie ziemi przyszło później. Zaczęło się od małego drżenia, a za nim przyszły kolejne. Najpierw odebrali telefon, po którym okazało się, że konieczna jest zmiana ustalonego porządku dnia, później doszło do trudności komunikacyjnych – jedno coś innego mówiło, niż drugie słyszało, następnie atmosfera z minuty na minutę była coraz trudniejsza i czuć było, że brakuje tylko przysłowiowej iskry przy beczce prochu. I w końcu – po wielu próbach opanowania emocji, bum! Wybuch! Spokojny poranek odleciał w zapomnienie. Na rodzinnym niebie pojawiły się ciemne chmury, ciężkie myśli pędziły przez głowę niczym wiatr w czasie sztormu nad Bałtykiem. Miała dość! Łzy wściekłości i żalu, wielkie jak strusie jaja, zalały jej twarz. Ale nie to było najgorsze – najgorsza była potrzeba przywalenia komuś. Chwilę później kopniaki posypały się na leżącą na podłodze zgrzewkę papieru toaletowego. Zdarzyło jej się to pierwszy raz. Grzeczne dziewczynki się tak nie zachowują. Pieprzyć to! Kopała dalej aż worek pękł. I wtedy zauważyła pieska, którego podobizna ozdabiała folię owijającą kopane rolki. Przecież ona tak lubi pieski. Szloch lekko ustąpił. Zaczęła rozglądać się za chusteczkami do nosa. Starała się zebrać myśli. Dlaczego ten dzień tak się potoczył. Ranek dawał nadzieję na zupełnie inny jego przebieg, więc co się stało? Co zawiodło? Po co? Trudno było teraz o tym myśleć – po szlochach i płaczu zaczęła ją mocno boleć głowa. Nos zatkany. Jak żyć? Czuła się jak rozbity dzban. Z wypłakanymi kroplami wylało się całe jej radosne podejście do życia, optymizm, lekkość. Ale wiedziała, że nie chce w tym marazmie trwać, bo to droga donikąd. To co mogła zrobić tu i teraz, to zająć się tym na co ma wpływ – najpierw wyniesie do kosza zużytą tonę chustek do nosa, potem zrobi sobie herbatę, a później może ułoży puzzle. Tak. Kiedy wszystko się wali, trzeba coś poukładać. Puzzle będą doskonałe na tę chwilę… Dopasowując do siebie małe elementy układanki czuła, że układają się także jej emocje. Jeszcze jest smutna, jeszcze jej trudno, ale doceniła siebie za to, że wie, jak może dać sobie wsparcie w takich trudnych chwilach. To już coś. A jutro też jest dzień. Może znów założy sukienkę?

Życie nie zawsze jest radosne, lekkie. Trudne dni dopadają każdego i potrafią trzepnąć aż do szpiku. Niezwykle ważne jest umieć dać sobie wtedy pomoc, zrozumieć swoje emocje, cudownie umieć i móc z kim o tym porozmawiać, by poczuć ulgę. Najważniejsze to nie zakopać się w marazmie. I pamiętać o sile jaka w każdym z nas drzemie. Jak kiedyś powiedział mój przyjaciel: „King Kongi nie kucają”. 

Czy Ty też masz w sobie coś z King Konga? ?

Kasia

Udostępnij: