Czapcia da się lubić – Katarzyna Perka

Mam takie wspomnienie. Jest zima, mam kilka lat i nocuję akurat u Babci. Kiedy budzę się i otwieram oczy dookoła jest jeszcze ciemno. Po chwili dostrzegam malutkie światełko, które dochodzi z drugiego pokoju. Idę powoli w tamtą stronę, słyszę grające cichutko radio i widzę w fotelu moją Babcię, która robi na drutach mięciutkie, milutkie rzeczy. Kiedy mnie spostrzega przestaje na chwilę nabierać oczka na druty i uśmiecha się mówiąc: „Dzień dobry. A kto to wstał tak wcześniej?”. No jak kto – przecież to ja Babciu – pewnie tak sobie myślałam, ale tego już nie pamiętam. Pamiętam za to piękne szaliki, czapki berety z moheru, które były dziełem Jej rąk. Dziś moherowe berety też mogą się kojarzyć z babciami, ale ja zostanę przy swoim sentymentalnym, ciepłym wspomnieniu tej jednej, szczególnej, mojej Babci. Zwłaszcza, że jest ono związane z tym, o czym dziś chcę pisać – z ludźmi i czapciami. 

Ludzie dzielą się na tych, którzy czapki noszą i na tych, którzy czapek nie znoszą. To, po której stronie kaszkietowej barykady Ty się opowiadasz, może mieć związek z kilkoma czynnikami. Wiek, płeć, długość włosów, stan zdrowia, kształt twarzy – takie czynniki mogą wpływać na ten podział świata, w którym jedna część czapki nie założy, a druga w czapci lata. Pamiętam czasy, kiedy dla spokoju świętego wychodziłam z domu w czapce na głowie, a przy pierwszym możliwym zakręcie głowa musiała sobie dalej radzić sama, bo czapka lądowała w kieszeni. Dlaczego? Po pierwsze było mi ciepło (bez względu na panującą temperaturę), a po drugie nie chciałam mieć oklapniętych włosów, bo w wieku lat kilkunastu oklapnięte włosy są bardzo niepożądane. Dziś stan fryzury ma drugorzędne znaczenie i jeśli tylko czuję zimno zakładam czapkę, bo głowa ma być opatulona. Babcia skutecznie mi wpoiła, że właśnie tamtędy ucieka z organizmu najwięcej ciepła (głową i stopami). Nie wiem dokąd ucieka i po co, ale staram się go jednak pilnować. Przyznaję – na krótkich dystansach czasem zdradzam czapkę z kapturem, ale głowa na tym nie cierpi. Jest jej nadal ciepło. Swoją drogą zauważyłam, że z tym kapturem to jakaś dziwna sprawa – jest ok, kiedy sama go zakładam, ale jak z domu w zimny dzień wychodzi mój nastoletni syn, kaptur wydaje mi się niewystarczającą ochroną przed zimnem i odruchowo pytam Młodego czy ma czapkę. Wiem, że teraz to on jest nastolatkiem i zastanawiam się czy też łobuzuje za rogiem świecąc gołą głową, jak ja w jego wieku. Dziś (ta niełaskawie przeze mnie traktowana kiedyś) zimowa czapka jest moją bliską przyjaciółką. Mam wrażenie, że im człowiek starszy, tym jakoś łaskawiej zerka na tę część garderoby i jakby z większą sympatią naciąga na swoje centrum dowodzenia skrawek materiału, który kusi ciepłem, komfortem, ochroną, może nawet zdrowiem, czasem fajnym „lookiem”. W dzisiejszych czasach otacza nas bogactwo kolorów, fasonów, stylów, materiałów i fajna, ciekawa czapa może być dopełnieniem stroju, dodatkiem lub elementem zwracającym uwagę na nosiciela lub nosicielkę danego egzemplarza. Kilka razy zdarzyło mi się wpatrywać z zaciekawieniem na ulicy w kudłatą głowę drugiego człowieka zgadując czy to, co otacza owal jego twarzy, jest czapką czy włosami. Wiem z autopsji, że czasem trudność sprawia dobranie sobie czapki, która daje komfort noszenia i w której się dobrze czujemy. Ja trafiłam na swój życiowy egzemplarz na pierwszym roku studiów – leżała sobie niepozornie na stoisku, w okolicach działającego jeszcze wtedy bazaru „pod Pałacem Kultury”. Tworzyła komplet z szalikiem. Pokochałam. Odpłaciła wieloletnim oddaniem. Kiedy już ząb czasu nadwyrężył jej moce, próbowałam ją oddać, potem jeszcze wracałam po nią, bo żadna inna nie była TAKA. Dziś mam kilka różnych czapek, ale żadna z nich nie równa się tamtej zwykłej brązowej czapci. Pozostał sentyment. 

Sentymentalne skojarzenia wywołują także inne typy okryć głowy: toczki, kapelusze, kaszkiety, turbany, chusty, itp. Kojarzą się lekko z przeszłością, ale do dziś pełnią różne funkcje. Nawet niepozorny czepek kucharski bohatersko broni dostępu do talerza i pozwala klientom na degustację dań a nie fryzury szefa kuchni, kask ochronny nie raz uratował budowlańca przed guzem i narciarza przed urazem. Czapka z daszkiem pozwala latem ukryć się przed agresywnym słońcem tak, by nie raziło w oczy i nie parzyło policzków. Pozwala też uniknąć skwaru i udaru, a czasami przebarwień na twarzy. Głowy okrycie, włosów nakrycie pozwala czasem na zakrycie swojej tożsamości, mam na myśli np. celebrytów którzy zakładając coś na głowę uzyskują namiastkę ochrony przed ciekawskimi, niechcianymi spojrzeniami.

Szczególny rodzaj czapci wzbudzający pożądanie (chyba) bez względu na wiek, płeć i poglądy odnośnie ubierania głowy to czapka niewidka. Kto nie marzył choć raz, żeby ją mieć i niepostrzeżenie wejść . No właśnie – dokąd? Gdzie Ty chciałabyś wejść w takiej niewidce? Masz takie miejsce, w które z pewnością byś zajrzała mając ją na głowie? Mogłoby być ciekawie. Nieciekawie za to jest wtedy, kiedy okazuje się, że brak nakrycia głowy uniemożliwia nam gdzieś wejście – może tak być w niektórych miejscach kultu religijnego, w których obowiązuje zakaz przebywania z odkrytą głową. 

Niestety nie udało mi się dotrzeć (choć szukałam) do wyników badań, które określałby kto chętniej zakłada nakrycia głowy – mężczyźni czy kobiety. Więc niech to pozostanie pytaniem otwartym, a my obserwujmy głowy dookoła nas i sami wyciągajmy wnioski. Przy czym uważajmy na oceny pozorne, bo jak wiadomo nie od dziś – pozory mylą. Na przykład taki kapelusz typu panama – wcale nie został wyprodukowany – jak można pozornie sądzić – w Panamie. Powstaje w Ekwadorze ze specjalnie preparowanych liści palmy. Nazwa nawiązuje do Panamy ponieważ spopularyzował się w czasie budowy Kanału Panamskiego.

Palmy, Panama, kapelusz, ciepło. Ale tu i teraz jest listopad, Polska, zimno i zagrożone są zatoki – czapka ogrzewa zatoki, więc nie daj się wpuścić w kanał i noś czapkę.

A dobrze dobrana, z wielu wyszukana, da powód by się nią chlubić – bo czapcię da się lubić.

Pozdrawiam,

Kasia w czapci 

Udostępnij: