Aktorka? E tam – Karolina Nowakowska

„Co to za zawód?” „Można z tego wyżyć?” –  to jedne z częstszych pytań jakie miałam nieprzyjemność słyszeć. Mój były mąż był nawet kiedyś łaskaw spytać czy płacą mi za „to latanie po scenie”.  Te wszystkie pytania zawierają się w worku „tylko nie aktorka”- który jest domeną osób starszych. W ich słowniku słowo „aktorka” stoi obok najmniej pochlebnego określenia kobiety. No cóż, życie. 

Obawiam się, że stare powiedzenie głoszące, że prawda zawsze leży po środku, ale nie chcę w to wchodzić (mimo, iż niektóre aktorki na pewno przysłużyły się takiej opinii o naszym zawodzie).

Zły czy dobry- kwestia gustu. Zawód jak każdy inny. Ale na pewno budzi większą ciekawość. Ludziom spoza branży artystycznej zawód „aktor” kojarzy się raczej negatywnie. Bo jest niestabilny, bo według nich jest nieuporządkowany, bo czytamy o życiu aktorów różne rzeczy- często niepochlebne. Są też tacy, którym się wydaje, że jest to zawód piękny i że aktorzy mają sielskie życie. W przypadku wielu z pewnością tak jest.

    Chciałoby się powiedzieć, że aktorstwo ma trzy strony. Pierwsza to to, co myślą o nim ludzie. Druga to to, co myślą o swojej pracy aktorzy, a trzecia to ta, jak to wygląda naprawdę.

A prawda jest taka, że zawód aktora to niebo i piekło jednocześnie. Za mocno? Może rzeczywiście, ale nie da się ukryć, że medal ma zawsze dwie strony.

    Wychowałam się artystycznym domu. W dzieciństwie często spędzałam czas z Mamą w teatrze lub na sali baletowej, Tata chętnie zabierał mnie na plany filmowe. Świat artystów był dla mnie normą, codziennością. I bardzo mi się podobał. Wychowana na musicalach uwielbiałam śpiewać.  Naturalną koleją rzeczy było zapisanie mnie na zajęcia muzyczne, skąd wyłowiono mnie do muzycznych odcinków programu tv „Domowe przedszkole”. Tak się zaczęła moja przygoda z telewizją. W wieku 10 lat zagrałam główną role w teatrze telewizji w reż. M. Gronowskiego pt. „Porter słabego pianisty” u boku Grzegorza Wonsa, Artura Barcisia i Wiktora Zborowskiego. To były piękne doświadczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pójdą tą drogą, choć muszę przyznać, że już wtedy była niezwykle kusząca.

Mama zawsze wspierała moje decyzje. Tata natomiast bardzo długo opierał się mojej chęci wejścia do świata artystycznego na poważnie. Bardzo Go za to nie lubiłam. W liceum często spieraliśmy się o to i szczerze mówiąc bardzo żałuję, że wtedy nie byłam na tyle dojrzała, aby dopytać Go dlaczego tak bardzo przerażał Go fakt, że chcę zostać aktorką. Myślałam, że chce mi zrobić na złość, bo miał na mnie inną wizję.

Po latach wiem, że niczego bardziej nie pragnął jak ochronić mnie przed tym, co ten „piękny” artystyczny świat oferuje.

Nie, nie mówię o swoim zawodzie źle- bardzo kocham swoją pracę i wybrałam ją świadomie z wielu powodów. Mówię, że ten zawód nie jest tak kolorowy, jak mogłoby się wydawać.

    Jest 22.30. Wróciłam z próby w  teatrze. Drugiej dziś. Pomiędzy nie byłam w domu, bo za daleko. Nasz system pracy teatralnej to 10- 14 i 18-22. Jak jest taka potrzeba (np. przed premierą, to dłużej).  Nie widziałam Córeczki od rana, od  kiedy zawiozłam ją do przedszkola. Męża dziś  udało mi się spotkać, cieszę się. Często śpi jak wracam z pracy, bo wstaje wcześnie rano. Śpi też jak piszę nocami felietony dla Was.

Można powiedzieć, że aktorzy mają fajnie, bo nie muszą się zrywać codziennie na 8 lub 9 do pracy. Na pewno można. Ale też mają dzieci, które nie pozwalają się wyspać. No i nie mówi się o tym, że jak pracujmy, to często od bladego świtu do późnej nocy. Codziennie. Że nikogo nie interesuje czy mamy siłę na całodniową pracę na emocjach na planie filmowym, a potem 3 godzinny spektakl w teatrze. Dla widzów wszystko- widz ma być zadowolony. Kupił bilet i ma dostać najlepsze co się da.

Popieram to, ale jest to bardzo wyczerpujące. Praca aktora to praca na żywym organizmie- na otwartym sercu- można powiedzieć. Naszymi narzędziami są nasze emocje, nasze ciała, nasza wyobraźnia i wrażliwość. Musimy być wiarygodni. Prawda to podstawa dobrego aktorstwa. Żeby ją uzyskać ja sięgam często w głąb siebie, szukając w sobie tych emocji, które będą potrzebne mojej bohaterce. Niejednokrotnie zdarzyło mi się odchorować pracę, bo poruszone emocje okazały się zbyt silne i zbyt bolesne dla mnie samej. Ale świadomie sięgam po nie kiedy muszę w pracy przywołać smutek i płacz. Nie lubię sztucznych łez. Nie są nic warte. Ale często bolą.

    Pracy jest dużo mniej niż aktorów, zatem czasem musimy decydować się na przyjęcie ról, których byśmy woleli nie brać. Przy każdej propozycji rozważamy bilans zysków i strat. Praca jest pracą, a że poziom słaby…? Wielu aktorów zmaga się z tym dylematem.

Kolejną negatywna stroną mojego zawodu jest to, że jest on w dużej mierze zależny od innych (chyba, że się produkuje spektakle, aby w  niuch graćJ). Tego nie znoszę. Że jest często niesprawiedliwy i że nie zawsze talent bierze  w nim górę. Tak się dzieje zapewne w każdej branży, ale u aktorów bardziej to widać.

    Jesteśmy oceniani cały czas. Najczęściej przez pryzmat naszej pracy- widzowie przecież najlepiej wiedzą, kto jest dobrym a kto złym aktorem. Wiedzą też kto wygląda dobrze, kto źle, kto jest za gruby, a kto za chudy. Bo w dobie internetowej wolności każdy może wylać na nas bezkarnie wiadro pomyj i nic sobie nie robić z naszych emocji, bądź- co gorsze- z emocji naszych najbliższych, którzy to czytają.

Jesteśmy też stale porównywani do siebie sprzed wielu lat. Wypomina nam się wszystkie grzechy świata patrząc na jedno niekorzystne zdjęcie. Jak znowu jest korzystne- od razu słyszymy o pięciu operacjach plastycznych, jakie zrobiliśmy. Wypomina nam się, że się zmieniamy, jak się zmieniamy. A przecież naturalną rzeczą jest rozwój- zewnętrzny również! Mnie lata zajęło znalezienie swojego stylu i poczucia zadowolenia ze swojego wyglądu.

Nasi byli partnerzy są wywoływaniu do tablicy za każdym razem, kiedy w  naszym życiu pojawi się ktoś nowy. No i dużo czekamy. Można powiedzieć, że nasz zawód w dużej mierze na tym polega. Bo zawsze czekamy. Na casting, na  telefon, na swoje wejście na scenę…Czekamy długo.

To wymaga dużej  cierpliwości i pracy nas sobą.

Czasem też musimy grać bliskość z obcymi osobami.  To jest trudne, choć aktorzy są poniekąd zmuszeni do nawiązywania relacji szybciej. Ludzie się zwykle temu dziwią, ale to się u nas po prostu dzieje naturalnie. Musimy szybko przełamywać granice swojej intymności, często wbrew sobie, bo- jak mówi stare powiedzenie- „aktor jest od grania jak d**a od…”. Straszne, ale prawdziwe. Mniej obcesowe powiedzenie nazywa nas wręcz pieszczotliwie- „aktor –traktor”. Zinterpretujcie sami.

Sporo tych negatywów, co? Ale muszę Wam powiedzieć, że moim zdaniem aktorstwo to mimo wszystko jeden z najpiękniejszych zawodów świata. Może wydać się Wam to dziwne, ale…

Wchodzimy bezkarnie w życie innych osób, mamy szansę stawać się kimś innym. Możemy realizować siebie poprzez grane postaci. Poznajemy wyjątkowych ludzi i często podróżujemy (np. jeżdżąc  z teatrem, po kraju i nie tylko). Poprzez pracę nad rolami możemy też lepiej poznać siebie, rozwinąć się. Możemy się zmieniać.

Dla mnie magią mojej pracy jest także świadomość energii, jaka przepływa między mną a widzami. Uwielbiam to uczucie, kiedy wiem, że  trzymam ich za twarz J, że ich mam. Uwielbiam bawić i wzruszać. Uwielbiam powodować uśmiech i  dawać ludziom radość swoją pracą. Uwielbiam ich oczyszczać.

Nic nie zastąpi tej adrenaliny jaką czuję tuż przed wejściem na scenę. Czuję strach, czasem lekką panikę, a z drugiej strony nie mogę się doczekać momentu, w którym kurtyna pójdzie w górę. Na scenie czuję się jak w drugim domu. ..

Miało być krótko, ale jak widzicie, nie potrafię krótko o tym, co kocham.

Krótko powiem tylko tyle- Ja z dumą przedstawiam się jako „aktorka”,  ale każdy z nas powinien odnaleźć swoją scenę.

I tego Wam życzę Kochane!

Karolina

Fot. Anna Oberc

Udostępnij: