Uwielbiam towarzystwo osób, w obecności których wyczuwa się spokój i radość. Przebywanie z nimi poprawia nastrój i sprawia, że chce się chcieć. I nie chodzi o to, że taka osoba ma na stałe przyklejony do twarzy uśmiech numer 5, tylko o zachowanie optymizmu także wtedy, gdy pojawiają się słabsze dni i trudniejsze chwile.
Za takie pozytywne emocje dawkowane od poniedziałku do piątku jestem wdzięczna Jagodzie, dzięki której rutynowa droga do pracy zamienia się w spotkanie uśmiechniętej grupy wsparcia. Jagoda to samozwańcza grupa kobieca, która po okresie izolacji społecznej była bardzo potrzebna w moim świecie. Pokonując kolejne kilometry w drodze do pracy i z pracy rozmawiamy, śmiejemy się, ziewamy, marudzimy, narzekamy. Tak miało być i tego ranka, kiedy pojawiła się „akcja”.
„Ot, zwykły dzień” myślałam idąc na miejsce codziennej zbiórki. Dziewczyny już czekały więc wskoczyłam do auta, i spodziewałam się zwykłego: „no to ruszamy do pracy”, gdy zamiast tego usłyszałam niezwykłe: „cześć Kasia, mamy akcję jagodzianka”. Zdziwiona czekałam na dalsze informacje. Nie znałam szczegółów sprawy, ale wyczułam, że jest poważna. Jak się okazało, historia rozpoczęła się kilka dni wcześniej. Obraz dorodnej jagodzianki powstał w głowie jednej z nas. Nie chodzi o zwykłą bułę, ale mówimy o nieprzyzwoicie smacznej, rozpływającej się w ustach drożdżówce wypełnionej słodkimi jagodami. Taka królowa jagodzianek. I zaczęło się szukanie w realu wymarzonej bułeczki. Najpierw na wycieczce rowerowej miały miejsce odwiedziny popularnej cukierni – niestety zakupiona jagodzianka nijak się miała do oczekiwań marzycielki. Kolejne dni wypełnione były testowaniem bułek z jagodami pochodzącymi z różnych cukierni, piekarni, dzielnic miasta. Zdarzało się, że myśliwy wracał do domu bez łupu. W akcję zostały zaangażowane sojusznicze siły koleżeńskie. Jednak wszystkie degustacje przynosiły rozczarowanie.
Tego ranka pragnienie skonsumowania królowej jagodzianek było jeszcze silniejsze niż dotąd. Wielka żądza paliła myśli i tylko zdobycie wyjątkowej jagodzianki mogło ten pożar ugasić. Determinacja była ogromna – czuła to każda z nas. Nikt w aucie nie miał wątpliwości, że dziś do pracy bez jagodzianki nie pojedziemy. Tylko gdzie ją zdobyć? Było bardzo wcześnie. Pierwszy sklep, który o tej porze bywał już otwarty i do którego skierowałyśmy nasze koła (podjechałyśmy sprawnie, ja gotowa do wyjścia, z maseczką w jednej garści i monetami w drugiej) zawiódł – okazał się nieczynny w trybie stałym. Szybka decyzja gdzie teraz zaatakować i obmyślanie na wszelki wypadek kolejnych cukierni na trasie do pracy. Byłyśmy gotowe zajrzeć do każdej z nich. Na szczęście okazało się, że nie jest to konieczne. Drugi strzał okazał się trafiony i jagodzianka z Bielan jechała z nami do pracy. Nie otrzymała wysokiej noty w rankingu, ale dzięki niej zapamiętam „akcję jagodzianka” do końca życia – tak powstała wesoła grupa Jagoda.
Ta sytuacja pokazała mi, że kobiety, jeśli czegoś mocno pragną, są gotowe na wszystko, aby osiągnąć swój cel. A cele kobiet są różne. Prawda jest taka, że ile kobiet – tyle pragnień. Poza takimi powszechnymi, jak zdrowie jej i bliskich, spokój, mniej obowiązków, więcej przyjemności, są też mocno indywidualne, jak np. żeby znalazł się drugi kolczyk, żeby mogła dłużej pospać, żeby udało jej się odkryć najpyszniejszą jagodziankę. I myślę, że w tym kontekście należy „akcji jagodzianka” nadać znaczenie symboliczne. Drożdżówka oznacza drobne radości, których należy się doszukiwać w swoich dniach. Każda chwila jest cenna, niepowtarzalna, ulotna. Często pędząc z domu do pracy, z pracy do domu, układając przy tym w głowie zadania do wykonania popołudniu, listę zakupów i szukając pomysłu na obiad, gubimy umiejętność dostrzegania tego co jest tu i teraz. Tracimy uważność i nie cieszymy się drobnostkami. A to z nich składa się życie. Celebrowanie zwykłych rytuałów nadaje naszym dniom niepowtarzalny charakter i sprawia, że są one bogatsze. Jedni wchodzą po takie doznania na tatrzańskie szczyty, inni znajdą je pałaszując „królową jagodzianek”. Bo każdy ma inne potrzeby i to jest piękne. Biorąc tego ranka udział w „akcji jagodzianka” cieszyłam się jak dziecko, brałam udział w szukaniu „skarbu”, robiłam to w grupie, było wesoło, radośnie i to było fajne. Małe a cieszy. I nawet mimo braku sukcesu grupy w poszukiwaniach królowej jagodzianek, czuję że ja jednak znalazłam coś cennego – mnóstwo pozytywnej energii ?.
Lato jeszcze trwa, jagody owocują. Grupa wciąż szuka liderki godnej tytułu najlepszej z najlepszych. Zasięg działań jest już ogólnopolski i z Mazowsza przesuwa się w kierunku Olsztynka. Wieść niesie, że tam jest miejsce, w którym można spotkać tę jedyną, wymarzoną, słodką, fenomenalną, nieprzyzwoicie apetyczną jagodziankę. A może Wy wiecie gdzie można taką dostać?
„Jesteśmy jagódki, czarne jagódki, mieszkamy w lesie zielonym (…) a serduszka nasze biją bum tarara bum!”.
No jak dzieci, mówię Wam, jak dzieci ? i dobrze! Bo tak trzeba żyć.
Pozdrawiam,
Kasia z Jagody