Lato, przerwa w pracy, wakacje sprawiają, że mamy więcej czasu na zastanawianie się nad życiem. Nie wiem jak Wy, ale ja właśnie w długie, ciepłe, letnie wieczory myślę o planach i postanowieniach na kolejne miesiące.
Zastanawiając się niedawno, co było dla mnie największym wyzwaniem w ostatnich latach, ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że było to macierzyństwo. Nie, nie będę tu pisała o nieprzespanych nocach, ząbkowaniu i chorobach, bo to znają wszyscy rodzice 🙂
Chciałabym jednak podzielić się kilkoma refleksjami, które nasunęły mi się po tych kilkunastu latach bycia mamą. Pamiętam, kiedy byłam w ciąży, bardzo bliska mi osoba, na moje obawy jak to będzie i czy dam radę, odpowiedziała, że dziecko trzeba kochać, a reszta będzie naturalną konsekwencją. Zapamiętałam to zdanie i często do niego wracałam, kiedy pojawiały się wątpliwości, trudności i pytania związane z wychowaniem dziecka.
Coraz więcej pisze się i mówi o świadomym rodzicielstwie. Jesteśmy wprost zalani materiałami, stronami, blogami parentingowymi i ofertą rozmaitych kursów dla rodziców. Dużo pisze się również o tym, co powinniśmy jako rodzice robić, a czego unikać w wychowywaniu dzieci. Można się pogubić w tych wszystkich dobrych radach, albo co gorsza wpaść w poczucie winy, że może nie jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami, nie dajemy dzieciom wszystkich możliwości, które doprowadzą je do życiowych sukcesów, bogactwa i szczęścia.
Kiedy myślę o początkach mojego macierzyństwa, moje podejście też było właśnie takie. Całą uwagę poświęcałam synowi, godzinami czytałam na głos książki po polsku, niemiecku i angielsku…przecież wiadomo, że języki są najważniejsze 😀 Starannie dobierałam zabawki, gry i inne materiały, aby przy okazji zabawy-uczyć. No i jeszcze sport, różne dyscypliny. Nie wiem, czy to wszystko sprawiło, że mój syn jest bardzo zdolnym młodym człowiekiem?
Wiem jedno, to co najbardziej razem pamiętamy z jego dzieciństwa, to czas….Czas spędzony razem, wspólne czytanie, słuchanie i poznawanie różnych gatunków muzycznych, oglądanie filmów, gotowanie i rozmowy, wyjazdy, zwiedzanie, poznawanie nowych ludzi, miejsc i smaków… To wzajemne zaufanie, zbudowana relacja sprawiły, że udało mi się wsłuchać w potrzeby syna, odpuścić kiedy nie wykazywał zainteresowania, pozwolić nudzić się i grać na komputerze…bez ciągłego ciśnienia, że trzeba zdobywać nowe umiejętności.
Ostatnio mój syn śmiał się, że nigdy nie dostał kary 🙂 Pomyślałam, że chyba nie było takiej potrzeby. To nie znaczy, że był aniołkiem 🙂 Po prostu wspólny czas i rozmowy, dawały nam szansę wypracowania rozwiązań, nawet w trudnych sytuacjach. Ciekawe, co dla mojego syna było najważniejsze…może kiedyś napisze o tym felieton?:)
Drogie Panie, życząc udanego tygodnia, zachęcam do inwestowania w relacje. Wspólnie spędzony czas, rozmowa i zaufanie zawsze zaowocują czymś pozytywnym.
Patrycja, mama Piotrka