Przyszedł do mnie bardzo zmęczony. Widać po nim brak energii i uśmiechu. Nie takim go pamiętałam. Co się z Tobą stało przyjacielu? Spojrzenie przygaszone, pod oczami sińce, włosy bez blasku, a broda zaniedbana, szara jakaś, w strąkach. Co to ma być? Strój także pozostawia wiele do życzenia, ale staram się nie oceniać. Chcę widzieć człowieka, a nie problem. Więc otwieram szeroko moje drzwi i zapraszam go do środka. Wchodzi powoli, ociężale. Rozumiem, że nie jest to dla niego łatwe. Tym więcej ciepła posyłam w uśmiechu, na zachętę. Jakbym chciała powiedzieć: „Jesteś bezpieczny, zaufaj mi”. W zamian otrzymuję pełne odwagi spojrzenie. Jestem za nie wdzięczna. Robię nam po kubku gorącej czekolady i włączam cichutką muzykę. Pasuje to do klimatycznego, ciepłego światła z kominka oraz do miękkiego fotela, w którym rozsiadł się mój gość. Robię co mogę, żeby poczuł się bardziej komfortowo. W końcu to dla niego nowa sytuacja. On – opoka całego świata – radosny, pełen sił witalnych i energii, zawsze na posterunku, zawsze w mocy, nagle stał się bezbronny i wypalony. Dobrze, że elfy nie dały się zbyć i tak długo strajkowały w fabryce zabawek, aż zgodził się na spotkanie ze mną. Jestem im wdzięczna za zaufanie, ale czuję na sobie brzemię odpowiedzialności. Bo co ja mogę? Święta tuż, tuż, a główny bohater wypalony jak dziura w kocu z reniferami. Zaczynamy od luźnej rozmowy o dniu dzisiejszym. Kolejne zdania prowadzą nas do tego, co wydarzyło się w ciągu ostatniego roku, dwóch. Z minuty na minutę widzę po nim, że sam jest zaskoczony tym, co mówi. Wcześniej (przed rozmową) wszystko wydawało mu się inne, trudne, a teraz kiedy wypowiada na głos pewne myśli, układa je, odczarowuje i porządkuje. Zaczyna dostrzegać w czym tkwi problem i znów słuchać swojej intuicji.
Od setek lat ta cudowna osoba karmi się dobrą energią ludzi, zwierząt, elfów, magią pięknych, świątecznych dni, w których dominuje bliskość, rodzinne spotkania, uśmiech. Odkąd świat nawiedziła pandemia wszystko się zmieniło – uśmiechy zostały ukryte pod maskami, spotkania trzeba było ograniczyć, radości było mniej, bo zmartwienia przejęły dominację nad życiem, a izolacja sprawiła, że energia świata straciła na swej jasności. To wszystko doprowadziło do tego, że baterie mojego przyjaciela nie ładowały się należycie. Biedak już od jakiegoś czasu czuł, że coś jest nie tak, ale nie miał pojęcia o co chodzi – on pozytywny staruszek, którego wszyscy znają i kochają uśmiechniętego, radosnego, z jego głośnym: „ho, ho, ho, hoł!”, wstydził się komukolwiek zdradzić, że czuje przygnębienie i apatię. To sprawiało, że dodatkowo czuł się samotny. Ponieważ współczuję mu szczerze i bardzo chcę pomóc, podchwytuję spontaniczną myśl, która mi zaświtała w głowie – proponuję, aby następnego dnia – w ramach „terapii” – poszedł ze mną na spotkanie, którego ja już nie mogę się doczekać. Dzień później jedziemy razem na grudniowe spotkanie Akademii Pozytywnych Kobiet. Aby umożliwić mu zachowanie anonimowości ustalamy, że pojawi się w pelerynie niewidce. Dyskretnie wprowadzam go na salę i usadzam w kąciku. Zachęcam, żeby poczęstował się ciasteczkiem i czerpał na maksa z tego, co przyniesie najbliższe trzy godziny. Czuję jak przewraca oczami pod srebrną ramką starodawnych binokli, na myśl, że ma siedzieć w jakimś babińcu tyle czasu, ale wiem, że ma do mnie zaufanie i dlatego to zrobi. A potem dzieje się bajka. Obserwuję jego emocje – raz wygląda na rozanielonego, to znów rechocze rozbawiony, z uwagą wsłuchuje się w wypowiedzi dziewczyn i jest tym pochłonięty bez reszty. To patrzy z ciekawością, to słucha z zainteresowaniem. Podczas wypowiedzi Ady mruczy z zachwytem nad jej otwartością i pełną naturalnej swobody opowieścią o tym, jak radzi sobie ona w dzisiejszym świecie z dbaniem o pozytywność. Ogromne zainteresowanie wzbudza w nim prelekcja Agaty Nowińskiej, mam wrażenie, że bardzo mu pomaga wysłuchanie jej doświadczeń i wydaje mi się, że są one bardzo bliskie temu, co on sam czuje. Ożywia się niezwykle kiedy Edyta Pazura ze szczerością i rozbrajającym poczuciem humoru definiuje co jej zdaniem znaczy „sukces”. Widzę refleksję na jego twarzy, kiedy Edyta mówi jak ważne jest, by nie zatracić siebie w dbaniu o innych i że należy pamiętać o swoich potrzebach. Zaciekawia go Bianca Beata Kotoro i to na tyle, że notuje sobie tytuł jej najnowszej książki. A łzy wzruszenia wielkości grochu toczą się po jego policzku, gdy spontanicznie zaczyna śpiewać Kasia Nova – jej anielski głos i magiczna melodia wprowadzają wszystkich w świąteczny nastrój. To cudowne chwile sprawiają, że tracimy poczucie czasu. Ale sekundy mijają w swoim stałym rytmie, a z nimi minuta za minutą, godzina za godziną. A w każdej z tych kilku godzin magiczne mikrocząsteczki czarodziejskiego pyłu (tego, który można wskrzesać tylko w niezwykłych okolicznościach), osiadają na każdym z uczestników spotkania – w tym także na nim. Błyszcząc jak diamenciki, wplatają się w jego czerwony płaszcz i srebrne włosy, nie oszczędzają brody, rzęs, brwi, okularów. Na moich oczach dzieje się magia. Dobra, serdeczna atmosfera, uśmiechnięte twarze i życzliwość – pozostawiają w jego duszy trwały ślad. Kiedy wracamy z tego spotkania oboje czujemy się bardzo dobrze. Odlatując ode mnie obiecał, że to, co usłyszał na spotkaniu wcieli w życie – będzie kończył każdy dzień z wdzięcznością (ma myśleć codziennie wieczorem o trzech największych powodach do wdzięczności z danego dnia), część codziennych obowiązków oddeleguje na elfy i codziennie znajdzie chwilę dla siebie. Już wie, że aby ofiarować szczęście innym – musi najpierw dać je sobie. Szczęśliwy on – to szczęśliwe dzieci, szczęśliwe dzieci – to radośni rodzice, radośni rodzice – to jego radość, a jego radość to szczęśliwe dzieci i świat się kręci.
A Ty nie daj się zakręcić i dbaj o magię w codzienności swego życia (zanim stracisz blask spojrzenia).
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Kasia