Niedawno miałam kolejne urodziny. Skłamię mówiąc, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, a kłamać nie lubię, więc tak – byłam pod wrażeniem. Mocno zdziwiona. Ilością świeczek na symbolicznym torcie, bo kiedy zapalałam ostatnie, to pierwsze już topiły krem. Nie dociera do mnie fakt, że mam tyle lat, ile mam. To jakieś nieporozumienie. Nie jestem już proszona, jak jeszcze jakiś czas temu, o okazanie dowodu osobistego w sklepie, kiedy kupuję wino. Wspomnieniem już są dni, gdy słyszałam, że wyglądam jak siostra swojej córki. A przecież nie przesadzajmy, tragedii nie ma, obiektywnie patrząc. Rusztowanie jeszcze daje radę, elewacja na ile może, na tyle się trzyma, czasem zdarzy się jakiś przeciek, no ale każda kobieta czasem uroni łzę, więc to przeciek kontrolowany. Tak, jest parę szczegółów do podrasowania, ale nie należy od razu dramatyzować.
Prawdą jest to, że fizyczne „ja” wypomina mi mój wiek, np., gdy czuję senność na imprezie. Czasy, kiedy po całonocnych „baletach” prawie normalnie funkcjonowało się w dzień, minęły bezpowrotnie. Zaczęłam jeść salceson i nóżki w galarecie, których dawniej nawet wzrokiem nie tykałam, noszę czapkę bez nakazu mamy i wolę wygodne nad ładne, oczywiście najlepiej jeśli wygodne jest ładne i pasuje do czapki, wtedy nie trzęsę się, jak galareta. Zauważyłam, że kiedyś mogłam krzątać się do 1.00 w nocy, żeby ze wszystkim zdążyć, a teraz padam z nóg po 23.00 i nie ma na to rady. Miałam chęć, siłę i walczyłam o każdy nieposprzątany kawałek pokoju syna, a teraz szkoda mi energii i racjonalizuję, że nie będzie miało żadnego znaczenia za 5 lat to, w jakim stanie jest dziś jego pokój. Wiele jest takich niepozornych znaków, mówiących, że coś się zmienia wokół mnie. I kiedy rozmawiam z koleżankami, widzę, że często postrzegają sprawę podobnie. Kręgosłup boleśnie przypomina, że mamy swoje lata, na głowie, pod warstwą farby ukrywamy pasemka lub całe kępki włosów, które nie wiedzieć dlaczego u panów są oznaką ekscytującej szpakowatości, a u nas, kobiet – wołającą o zamalowanie – siwizną. Zmarszczki stawiające dzielnie czoła każdej super nowości w kremie, mającej na celu chociaż zmniejszyć ich widoczność. Wiele jest oznak, że czas płynie. Z upływem lat, w mózgu człowieka też zachodzą różne procesy, które obniżają koncentrację i pamięć, o czym przekonałam się ostatnio, próbując przypomnieć sobie nazwę tej zielonej rośliny, sprzedawanej w listkach, mającej charakterystyczny zapach i lekko gorzkawy smak, no to, co tak lubię dodawać do sałatki, nie, nie szpinak baby…. Rukola! No jak można zapomnieć, że rukola to rukola, albo, że „takie malutkie ogonki od rzodkiewki” to kiełki? Można. Ale się nie chce. Jeszcze się nie chce zapominać nazw, dat i słów. Za wcześnie. Przecież jeszcze nie latałam samolotem, nie płynęłam wielkim statkiem wycieczkowym, nie wiem, jak smakuje jeżowiec na Sardynii, nie widziałam wulkanu Teide na Teneryfie. Nie mogę jeszcze zapominać. Chcę mieć siły i czuć się młodo. Nie tylko wtedy, gdy organizujemy z koleżankami „baba party” i urządzamy ucztę „dla ucha, ducha i ciała”, tańcząc: „ona by tak chciała”. Oj tak, ona by tak chciała. Chciałaby uśmiechnąć się do 18-letnich lasek, które traktują „panie po 30-tce” jak dinozaury i zacytować: „kim ty jesteś – ja byłem, kim ja jestem – ty będziesz”, chciałaby powiedzieć 20-letnim dziewczynom, że są pięknie młode i na starcie w dorosłe życie powinny pamiętać także o sobie i swoich potrzebach, że mają prawo do podejmowania decyzji, także tych, które mogą okazać się niewłaściwe, a tym „paniom po 30-tce” – że dojrzałość dodała im niezwykłego uroku, „ryczącym 40” chciałaby uświadomić, że świat do nich należy – dzieci już odchowane, mąż wychowany, kredyt choć częściowo spłacony – żyć nie umierać, a paniom „50 plus” – że są wolne – mają samoświadomość i wiedzę, co oznacza bycie kobietą, w pełnym znaczeniu tego słowa. Chciałaby pocieszyć wszystkie przeżywające „kryzys wieku średniego” osoby, bez względu na płeć i wiek, że miał rację ten, kto powiedział, że ma się tyle lat, na ile się człowiek czuje. Należy to sobie często powtarzać! I dbać o to jak się czujemy.
Wyznam w tajemnicy, iż osobiście – według stanu na dzień dzisiejszy – czuję, iż moje emocje, myśli i nastrój nie dogoniły jeszcze daty z dowodu. I chwała im za to. Niech tak zostanie.
W następne urodziny, jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale postaram się, aby to mój pesel był pod wrażeniem! ?
A nam wszystkim życzę, niezależnie od obchodzonych jubileuszy, sto lat w zdrowiu i przy dobrej pamięci,
Kasia