Z walącym sercem naciskam klamkę i wchodzę. Stres wynika ze strachu. Boję się tego co po dwóch latach, które minęły od ostatniej wizyty, zobaczy pani doktor (w zeszłym roku przez pandemię zaniedbałam przegląd stomatologiczny). Tymczasem to ja „coś” zobaczyłam i zamieram w progu. Gdzie jest dwie trzecie mojej dentystki?! Zawsze krzepka, mocna kobieta, zamieniła się w filigranową dziewczynkę o rozmiarze XS! Stoję jak wryta w tych drzwiach i mówię: „Pani doktor, jak to?”. Odpowiadają mi wesoło uśmiechnięte nad maską oczy i zapewnienie: „Zapraszam, to ja, tylko w nieco innym wydaniu”. Ciężko mi wejść do środka, mimo tak serdecznego zaproszenia, bo przysłowiowa „opadła kopara” ugrzęzła w wejściu. Po pauzie przekraczam linię gabinetu. Podchodzę do fotela analizując czy wypada zadawać jakiekolwiek pytania. Nie u każdego ubytek wagi jest spowodowany miłymi okolicznościami, bo bywa i tak, że jest efektem choroby lub stresu, więc nie chcę być nietaktowna. Jednak nasza rozmowa toczy się w taki sposób, że siadając na fotelu już wiem, że oszałamiająca zmiana wyglądu jest efektem diety i ciężkiej pracy. Podkreślę, że długotrwałej pracy, bo dzisiejsze moje „wow” to reakcja na dwa lata regularnych treningów (wspieranych filmikami znanej trenerki fitness), orbitrek, 12 000 kroków dziennie i dieta ułożona przez fachowca. Słuchając tego (gadać nie mogłam bo wciąż miałam rozdziawioną buzię – teraz już nie tyle ze zdziwienia, co w celu umożliwienia przeglądu uzębienia), zapomniałam, że stresuję się wizytą, a moje myśli, jak zaklęte powtarzały: „Jak się chce to można! Jak się chce to można”. Wtóruje im głos szczuplutkiej stomatolog: „Tak naprawdę wystarczyło podjąć decyzję i się jej trzymać”. To chyba właśnie jest najtrudniejsze w tym wszystkim. Przelatuje mi przez głowę, że moje truchtanie, które niedawno zaczęłam i którym się tak ekscytuję, to drobnostka, w porównaniu do wysiłków, jakie podjęła stojąca nade mną kobieta. Ale z drugiej strony od czegoś trzeba zacząć. I cieszę się , że mogłam spotkać taki żywy dowód na to, że zmiana jest zawsze możliwa, bo to bardzo motywuje. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że wagi jest mniej, ale za to więcej uśmiechu, radości, jakiejś lekkości bycia. W rozmowie pada też wzmianka o bardzo dużej poprawie samopoczucia, a to jest moim zdaniem cenniejsze niż sam wygląd. Kiedy dociera do mnie to wszystko, czuję, że na dalszy plan schodzi moja myśl: „Akceptuję siebie taką, jaką jestem”, bo przechodzę w tryb: „Też chcę mieć mniejszy rozmiar!”. I wiem, że to możliwe. Namacalny dowód właśnie opiekuje się moim uzębieniem. Na tej wizycie czeka mnie jeszcze jedno zdziwienie – okazuje się, że mimo długiej przerwy w wizytach wszystko jest ok i nie ma nic do leczenia! Hurra ? Takie wiadomości to ja lubię.
Wychodzę z przychodni i jestem pod wrażeniem. Na pożegnanie usłyszałam ważne słowa z ust mojej dzisiejszej bohaterki: „Wszyscy widzą efekt, ale nikt nie wie ile mnie to wewnętrznie kosztowało”. Myślę, że najlepszą nagrodą za cały ten wysiłek jest nie tyle zachwyt w oczach innych, co samopoczucie, zadowolenie i zasłużona duma. Zmiana w jakości życia.
Nie każdy musi być szczupły, nie każdy chce być fit, nie każdy może taki być. Ale jeśli ktoś może i chce, to mam do przekazania wiadomość – nie czekaj, aż ząb czasu przeżuje Twoje pragnienie i zacznij działać już dziś.
Przesyłam uśmiech świeżo po przeglądzie ?
Wasza Kasia