Miłość. Zaraz Dzień Matki, a macierzyństwo kojarzy mi się właśnie z miłością. Jest to niezwykły rodzaj uczucia, który może wynieść pod niebiosa, choć potrafi też strącić w otchłań rozpaczy. Matka, mama, mamusia…
Większość matek jest wyrodna – przynajmniej raz w życiu i najczęściej tylko we własnej ocenie, większość jest też wybrakowana – przynajmniej raz w tygodniu pada sakramentalne: „brak mi siły”, „brak mi cierpliwości”, „brak mi słów”. I niestety, większość matek musi się pogodzić z faktem, że choćby wyszła z siebie i stanęła obok, to i tak nie zdoła włożyć swojego rozumu w głowę rodzonego dziecka. Ona może „dwoić się i troić”, a osobiste dziecko, z uporem kozła żyje po swojemu, często zupełnie inaczej, niż chcą matczyne oczekiwania. Patrzy matka na nie wtedy, jak na kosmitę i zaskoczenie wielkie maluje się jej na twarzy: „Naprawdę ja Cię urodziłam?”.
A od czasu porodu przecież stara się matka, jak może, najmocniej. Przechodzi dzielnie przez wszystkie etapy, jakie niesie posiadanie potomstwa, a jej macierzyństwo ma różne oblicza, w zależności od wieku dziecka.
Kiedy jest ono malutkie, bezradne, potrafi być mocno absorbujące. Bywa wtedy największym marzeniem matki samotna wizyta w łazience i kilka godzin nieprzerwanego snu. Owszem zdarzają się i takie bobasy, do których podchodzi się na paluszkach sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, bo ani nie płacze, ani nie marudzi, ale to najczęściej nie jest nasz bobas. Nasz, choć najukochańszy, potrafi przetestować wytrzymałość i sprawnie zorganizować nam obóz przetrwania – połączenie zmęczenia, deficytu snu i huśtawki hormonalnej z wyzwaniami dnia codziennego, to prawdziwy poligon dla najwytrwalszych.
Kilkulatek sprawia, że fitness jest matce niepotrzebny, przynajmniej fizycznie – dzienną normę ćwiczeń wykonuje ona próbując upilnować brzdąca, kiedy ten, zafascynowany światem, poszerza swoje horyzonty. Potem przychodzi czas żłobka, przedszkola, pierwsze laurki, niezapomniane występy z okazji Dnia Mamy. Następny jest etap szkoły – przyjaźnie, rywalizacja, koledzy stają się większym autorytetem niż rodzice. To wtedy nastaje trudny czas dojrzewania, gdy trzeba z niezwykłym wyczuciem pokierować młodym człowiekiem (pamiętajmy, że wciąż upartym jak koza), jednocześnie pozwalając mu być sobą. Zaczynają się randki, imprezy, sympatie, zawody miłosne, może pojawił się pierwszy papieros. Sen z powiek spędza matce lęk, przed złym towarzystwem, czyhającym na jej dziecko i niebezpieczne pokusy dostępne na wyciągnięcie ręki. Martwi się serce rodzicielki, czy wystarczająco dobrze nauczyła swoją pociechę mówić „nie”. Wie, że presja grupy potrafi być silna. I nastają dla niej kolejne noce nieprzespane. W trakcie „rozmów bez końca” tak skutecznych, jak walenie przysłowiowym „grochem o ścianę”, po policzkach potrafią popłynąć łzy .
Upływa czas. Wszystko przecież kiedyś mija. I już, już się wydaje, że najgorsze poszło w niepamięć, a dziecko jest odchowane, okazuje się, że matka nadal musi być na wachcie, bo dorosłe dzieci też potrzebują jej opiekuńczych ramion – a ona się troszczy, żeby dobrze żyły, aby umiały tworzyć szczęśliwe związki, stara się być blisko, gdy życiowy huragan targa światem jej ukochanego dziecka.
Wciąż jest na służbie. Bo to służba na całe życie. Często okupiona ofiarą – z młodzieńczych marzeń, czasem ze zgrabnej sylwetki lub pięknego ciała pozbawionego rozstępów, czasem z wymarzonego kierunku studiów, a niekiedy z pracy. I nie chodzi o wypominanie dzieciom tego, co się dla nich zrobiło, ale o wdzięczność dla matek, że chciały to zrobić dla swoich dzieci. To cudowne być dla kogoś tak ważnym, tak mocno najistotniejszym, bezwarunkowo.
Prawda jest taka, że większość matek jest cudowna. Nawet pomimo tego, że zostały zwerbowane na ten życiowy poligon, jakim jest macierzyństwo, bez przygotowania. W szkole uczono wielu mądrych rzeczy i reguł, ale nikt nigdy nie uczył, jak być dobrym rodzicem, jak wychowywać drugiego człowieka. Zwłaszcza, kiedy jest on uparty jak osioł, czuje się mądry jak Einstein, humory ma zmienne, niczym wiatr na Atlantyku i nie ma zamiaru współpracować w procesie wychowawczym. W takim kontekście macierzyństwo to misja. Afganistan się chowa. Pole minowe każdego dnia. Wyzwania, problemy, plany, marzenia – ile ta matka dźwiga w plecaku swojego życia. Poszczególne bitwy wychowawcze, dzielą jej dni na lepsze i gorsze. Bo każda ma takie i takie. A ona się nie poddaje. Uczy się, szkoli w domowej dyplomacji, ćwiczy swój spryt, hartuje cierpliwość, czyta, myśli, radzi osób bardziej doświadczonych. Staje się niczym Chuck Norris – połączenie sowy i lisa. Chytre metody, mające na celu mądre działania. Troszczyć się, ale nie blokować. Pilnować, ale nie zniewalać. O dziecko, żebyś Ty wiedziało, co się dzieje w sercu matki!
Podobno życie w związku polega na świadomej rezygnacji z części swojej wolności. Tak jest też w przypadku związku z dzieckiem – od dnia jego narodzin życie kobiety nie jest już wyłącznie jej życiem. Nic już nie jest takie, jak wcześniej. Niewidzialna nić silnie łączy dwa serca miłością, bo Matka, co do zasady, jest synonimem miłości – tej troskliwej, bezwarunkowej, szczerej i pięknej.
Pamiętaj jednak kochająca Matko, że ćwiczenia na codziennym poligonie macierzyństwa, dobrze jest przeplatać ćwiczeniami dobroci dla siebie samej i troską o siebie samą.
Z okazji Dnia Matki życzę wszystkim Matkom, żeby wśród wyzwań i trudów macierzyństwa nie zapomniały o sobie, swoich potrzebach, marzeniach i o swoim szczęściu, bo: „szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko”.
Serdecznie pozdrawiam,
Kasia