Ojej już środa? Jakoś znowu czas przyspieszył. U Was też? Już chyba wszyscy zapomnieliśmy ten rozleniwiony okres świąteczno-noworoczny, choć ostatnia gwiazda betlejemska nadal uśmiecha się do mnie z parapetu okna w salonie. Lubię ją, bo choć dom już dawno przestał mienić się czerwienią, ona przypomina mi, że należy pamiętać o oddechu i odpoczynku-mimo, że nowy rok ruszył pełną parą.
W poniedziałek był Blue Monday- dzień uznany za najbardziej depresyjny w roku. Szczerze powiem, że jestem dość sceptycznie nastawiona do tego typu wyliczeń, ale niech będzie. Dlaczego? Bo uważam, że to MY mamy wpływ na nasze ogólne samopoczucie, na naszą psychikę i nastawienie do dnia. Dzień wita nas każdego dnia tak samo (no, może oprócz pierwszego stycznia, który zazwyczaj wita nas bólem głowy). Każdego dnia otwieramy oczy i stajemy przed wyborem. A właściwie jeszcze leżymy ☺.
Ze mną bywało różnie. W poprzednim życiu, czyli zanim założyłam Rodzinę i kiedy sama decydowałam, o której wstaję ☺, zdarzało mi się spać do późna (zawsze byłam sową, daleko mi do skowronka) i budzić się z różnym nastawieniem do nadchodzącego dnia. Dziś nie wiem zupełnie dlaczego- byłam przecież bardzo młoda, ram nie wyznaczały domowe obowiązki, żyłam głównie pracą i Przyjaciółmi. Wtedy chyba nawet nikt jeszcze oficjalnie nie wymyślił Blue Monday.
Miałam więcej czasu, a dzień oferował dużo. Dziś wiem, że nie korzystałam w pełni z tej oferty.
Kiedy człowiek jest młody, rzadko myśli o tym, aby zrobić coś na zapas- iść na kolejne studia, skończyć kursy, czytać więcej książek, obejrzeć więcej filmów. Zawsze myśli, że jeszcze zdąży. Paradoksalnie mając dużo czasu, wydaje nam się, że w przyszłości będziemy mieć go tyle samo bądź więcej. A dzieje się zupełnie odwrotnie.
Chęć rozwoju pojawia się z wiekiem, a co ważniejsze- wraz ze świadomością. Nie warto zatem złościć się na siebie za to, czego nie zrobiliśmy przed laty, bo wtedy zwyczajnie nie byliśmy na to gotowi. Ale to już temat na kolejny felieton…
Z czego wynika więc Blue Monday? Dlaczego wyznaczony jest właśnie na trzeci poniedziałek stycznia?
Moim zdaniem dlatego, że w tym czasie dochodzi do nas, że nowy rok rozpoczął się na dobre. Że czas rozpędu się skończył i należy zacząć realizować postawione sobie cele i ruszyć z kopyta. Do tego zazwyczaj jest zimno i szaro…
Nas szczęśliwie pogoda w tym roku rozpieszcza i muszę przyznać, że taka ciepła zima bardzo mi odpowiada (choć moja spragniona śnieżnych zabaw Córeczka widzi tę kwestię zupełnie inaczej). Nie mniej jednak upału nie ma, a działać trzeba. Koniec roku zawsze obfituje w plany, w postanowienia, piękne brzmiące scenariusze. Często trudne w realizacji, ale jesteśmy pełni optymizmu i wierzymy mocno, że damy radę. Zresztą z każdej strony media społecznościowe utwierdzają nas w tym przekonaniu.
Nie neguję tego- więcej- sama motywuję Was do działania i walki o siebie w nowym cyklu #karolinanowakowskacoaching. Uważam, że potrzebujemy wsparcia i przysłowiowego „kopa” do działania, aby wejrzeć w siebie i tam znaleźć odpowiedzi niezbędne do realizacji swoich marzeń i planów. Każda z nas. Każdy.
Jaki z tego wniosek? Wierzmy w siebie. Nie rzucajmy się z motyką na słońce. Podejdźmy do swoich planów ambitnie, ale i rozsądnie. Oszacujmy dobrze jak działamy, ile czasu potrzeba nam na wykonanie założeń. Dajmy sobie szansę na dobrą, systematyczną, ale i spokojną pracę. Zaplanujmy odpowiednio działania, żeby czas na nie przeznaczony był najefektywniej wykorzystany.
Wówczas nie będziemy zdołowani, że nam się nie udaje. Nie zaczniemy podjadać z tego powodu, a w konsekwencji nie zawalimy drugiego postanowienia noworocznego o zmianie trybu życia na zdrowszy ☺.
Nie dajmy się zwariować. Wierzmy w siebie i w to, że to my decydujemy. My mamy wpływ na to, jaki ten trzeci poniedziałek stycznia będzie.
Pozdrawiam Was pozytywie
Karolina